Oczywiście, że tak. Tylko trzeba wiedzieć, ile i jakiego. 
Pomijam fazę 1 diety – bo wtedy nie pijemy żadnego alkoholu. Ale co potem? 
Oto kilka rad:
1. zjedz coś, zanim sięgniesz po alkohol. Poza oczywistą korzyścią, posiłek pozwoli złagodzić skok cukru we krwi. 
2. unikaj słodkich drinków. Jasne, jedno mojito nie jest podstawą do samobiczowania się przez resztę tygodnia, ale pięć to już pewna przesada. Dodatkowo unikaj słodkich, marynowanych w syropie owoców. Jeśli coś ma pływać w drinku, niech to będzie kawałek cytryny czy limonki. 
3. wybieraj wino – najlepiej czerwone, wytrawne, ewentualnie białe. Porcja to 120-150 ml. 
4. szampan jest OK! podobnie jak inne wersje wina musującego (cava, prosecco), ale tylko w wersji wytrawnej. Najlepiej extra-brut, ale brut i extra-dry też można wypić z przyjemnością. Unikaj słodkich i półsłodkich wersji win musujących (a tym bardziej napojów winopodobnych). Porcja to 120-150 ml. 
5. wolisz wódkę, tequilę czy gin? Nie ma sprawy – nie są zabronione. Ale staraj się ograniczyć do jednej porcji (50 ml). 
6. piwo nie jest zabronione. Co prawda na stronie The South Beach Diet znajdziemy informację o tym, żeby wybierać piwo light a nie normalne, ale konia z rzędem temu, kto znajdzie piwo light od ręki. Na stronie calorie-counter.net znalazłam standardowego Carlsberga i wersję light. Nie ma informacji o zawartości węglowodanów, ale różnica w kaloriach jest niewielka (25 kalorii w 500 ml, które uważane jest za porcję). Są takie dania, do których piwo pasuje wyśmienicie, więc jeśli masz patrzeć z wyrzutem na wszystkich, którzy właśnie popijają ostre chili con carne chłodnym piwem, to lepiej napij się tego piwa. 
Za pomoc w stworzeniu artykułu dziękuję firmie Carlsberg. 
Ten i więcej przepisów znajdziesz na blogu kulinarnym http://http://blog.polskiesouthbeach.pl/