Czwarta część cyklu Millennium, „Co nas nie zabije”, jest chyba najbardziej oczekiwanym kryminałem tego roku i nie zdziwię się, jeśli będzie najlepiej sprzedającym się tytułem – nie tylko w tej dziedzinie, ale w ogóle. Czy bez Larssona coś się zmieniło?

Co prawda teoretycznie historia przewijająca się przez poprzednie części cyklu została zamknięta, bo arcywróg Lisbeth Salander nie żyje, ale uważni czytelnicy zapamiętali zapewne kogoś, kto może okazać się kolejnym arcywrogiem. Poza tym, we wszystkich częściach walka z przeciwnikiem rozgrywa się na kilku płaszczyznach – nie inaczej jest tutaj. Poza historią Salander, jest naukowiec mogący swoimi odkryciami zmienić świat, jest rządowa agencja, jest złowroga tajna organizacja.

Akcja w „Co nas nie zabije” rozkręca się wielotorowo. Są znane postacie – jak Erika Berger czy Mikael Blomkvist, są nowe; oczywiście pojawia się też Lisbeth Salander. Książka nie rozczarowuje, bo kilkaset stron dobrze się czyta, nawet mimo kilku wpadek tłumaczy (podmienione nazwiska w dialogu). Jak zwykle jest trochę konkretnej wiedzy – o komputerach i bezpieczeństwie, o łamaniu zabezpieczeń, o możliwościach ludzkiego mózgu. Jest obligatoryjna ofiara, której bardzo żal, jest strzelanina, no i jest wielki temat, który sprawia po raz kolejny, że Millennium odnosi kolosalny sukces.

Mimo obecności Blomkvista, bohaterką pierwszoplanową jest Salander. I to ona jest współczesną odpowiedzią na Bonda. Umie wszystko, ze wszystkim sobie radzi, w przerwie między jednym a drugim piekielnie niebezpiecznym wydarzeniem rozwiązuje skomplikowane problemy matematyczne oraz mimochodem wspiera finansowo ulubione przedsięwzięcia. No tak, bo przy okazji jest niemożliwie bogata dzięki wydarzeniom z poprzednich części. Z jednej strony, to straszliwe uproszczenie narracyjne, bo Salander w zasadzie samodzielnie załatwia trzy czwarte akcji, ale z drugiej strony, nie mogę powiedzieć, że to błąd Lagercrantza. Larsson pisał tak samo.

Jak napisałam wyżej, jestem przekonana, że „Co nas nie zabije” Lagercrantza będzie hitem. Nie ma takiej siły, która mogłaby zmniejszyć popularność tego cyklu – tylko przez ten weekend widziałam zdjęcia tej książki u kilkorga znajomych na FB i Snapchacie, a to nie zdarza się w zasadzie z innymi premierami. Nie uważam jednak, żeby była to książka w jakikolwiek sposób przełomowa. To te same ciepłe kapcie, co do tej pory – kilkaset stron pełnych akcji, nazw sztokholmskich ulic i czyhającej w ciemnościach wielkiej, złej organizacji. I oczywiście cliffhanger zapowiadający kolejną część.

Cena: 28 zł w wydawnictwie Czarna Owca, 23 zł za ebook w Publio