Przyzwyczajenia są drugą naturą człowieka, ale czasem trzeba coś zmienić. Dziś sporo jeździłam po mieście i stwierdziłam, że skoro mam 45 minut do zmarnowania w CH Promenada, to mogę równie dobrze zrobić zakupy w Almie.

Niestety, nie wpadłam w zachwyt. Nie miałam przy sobie drobnych do otwarcia wózka – ale w Piotrze i Pawle w M1 Marki, gdzie zwykle jeżdżę na zakupy, zawsze jest ochroniarz. Tu na chwilę pojawił się jakiś pan w uniformie, ale oddalił się na tyle szybko, że zrezygnowałam ze sprintu za nim. Wzięłam koszyk i poszłam kupować.

Plus – kupiłam doskonałe, miękkie awokado. Nareszcie gdzieś można kupić takie, które można zjeść choćby tego samego dnia! Chociaż mam podejrzenia, że czekały na swoją kolej od świąt. Tak czy owak, awokado są super, ale ich cenę znalazłam dopiero na małych metkach przyczepionych do owoców.

Chciałam kupić wędlinę, podeszłam więc do stoiska Krakowskiego Kredensu. Skrzywiona pani ekspedientka coś odburknęła na moje „dzień dobry”. Poprosiłam 20 dag szynki – ukroiła 28 i spytała, czy to za dużo. Kiedy potwierdziłam, zrzuciła nadprogramowe plasterki gdzieś do lady, między jedną wędlinę a drugą. Resztę wędlin już kupiłam pakowaną – w serii Food & Joy jest chorizo, włoska szynka dojrzewająca i inne dobre rzeczy.

Cały sklep sprawia raczej klaustrofobiczne wrażenie – może to ciasno ustawione półki, może ciemna kolorystyka, ale miałam wrażenie, że dotykam głową stropu, a to raczej nie mogłoby się zdarzyć. Poza tym, trudno mi było odnaleźć się w ustawieniu alejek, chociaż to oczywiście kwestia nawyku. Marnie było też z odczytywaniem cen – wszystko jest wydrukowane podobną, grubą czcionką, cena nie jest wystarczająco wyróżniona.

Największy minus, o którym przekonałam się dopiero przy kasie? Owoce i warzywa nie są tam ważone, więc nie kupiłam papryki oni ogórków. Nie znoszę tego rozwiązania – konieczność ważenia w trakcie zakupów tylko wydłuża cały proces, bo trzeba stać w dwóch kolejkach, a nie w jednej.

Po drodze do domu wpadłam do Lidla. Dyskont dyskontem, ale poza warzywami zgarnęłam po drodze do koszyka jeszcze dwie butelki wina, oliwki i ser pleśniowy. Nie, żeby tych dóbr nie było w Almie, bo z całą pewnością są i może nawet lepsze, ale przepychanie się między alejkami (może spowodowane też nadchodzącym Dniem Wolnym, który na wszystkich wymusza robienie zapasów na tydzień do przodu) z ciężkim koszykiem nie należy do moich ulubionych sportów. Lubię zamawiać w Almie przez internet, ale na zakupy do sklepu raczej nie będę się wybierać.



znizka na zakupy 11032015 Image Banner 468 x 60