Do Dworzyska nigdy nie przyjechałabym, gdyby nie pomysł znajomych. Okazało się, że Szczawno-Zdrój jest nie tylko urokliwe, ale też doskonałe jako miejsce na kolację, spacer i nocleg.

Do Szczawna-Zdroju dojechaliśmy przede wszystkim bocznymi drogami. Chodziło nam o to, żeby zobaczyć piękno Dolnego Śląska, a drogi szybkiego ruchu, choć niewątpliwie funkcjonalne, nie są szczególnie wyrafinowane pod względem estetycznym. Wąziutkie drogi między wsiami, pnące się i opadające, widoki na wielokolorowe pola, pasące się krowy – lubię i tak podróżować. Pewnie dlatego, że przypominają mi się trasy, jakie pokonywałam z rodzicami – chociaż wtedy samochód był o wiele mniejszy i o wiele mniej komfortowy.

Muszę jednak przyznać, że kiedy jedziemy w trasę po Polsce czy Europie, rzadko kiedy jestem kierowcą. Zwykle ograniczam się do podziwiania widoków. Moje kilometry kręcę po Warszawie i dookoła niej – wyjeżdżam do rodziców, do znajomych. Dlatego bezpośrednie zetknięcie ze stylem jazdy Polaków było dla mnie pewnym zaskoczeniem. Nie jest tak, że trzymam się kurczowo prędkości określonej na znaku, ale kiedy jadę 10-15 km/h ponad limit, a ktoś wyprzedza mnie z rykiem silnika, to czuję się zdumiona. Podobnie jak kiedy hamuję przed radarem do określonej prędkości, co jest dla kogoś drugiego doskonałym momentem na wyprzedzenie mnie.

Do Dworzyska dojechaliśmy już pod koniec dnia. Położony w głębi parku mini-hotel i restauracja zostały niedawno odnowione – nawet nasi znajomi nie byli pewni, co zastaniemy. Zastaliśmy urocze, ładnie wyposażone pokoje, każdy z wyjściem na wspólny taras i widokiem na łąki. Na szczęście było WiFi, bo z zasięgiem słabo, a ja jednak lubię być na bieżąco. No i fotki na Instagram nie wrzucają się same.

Kolację w Restauracji Babinicz zaczęliśmy od deski wędlin. Okazało się, że wszystkie są wyrabiane na miejscu, a kabanosy były jeszcze lekko ciepłe. Chciałam też spróbować ich kaszanki, ale okazało się, że będzie gotowa dopiero za 2 godziny. Obiecaliśmy poczekać. Zamówiliśmy dania główne – kaczkę, golonkę, sandacza i comber z jelenia. Bardzo podobał się nam sposób podania i dodatki – zamiast zwykle występujących w karcie ziemniaków czy ryżu, mieliśmy kaszę jaglaną, komosę ryżową, ciekawe sałaty z owocami. Wszystko bardzo nam smakowało – każde z nas spróbowało dań reszty towarzystwa. A kiedy już zbieraliśmy się do wyjścia, podano nam świeże nakrycia, a na stół wjechała spora ilość ciepłej, domowego wyrobu kaszanki. Po wnikliwym testowaniu, postanowiliśmy zakończyć wieczór czymś na trawienie. W hotelowym foyer można się napić domowych nalewek – sprawdziliśmy, są naprawdę wyborne.

Dziękujemy firmie Mazda Motor Poland za umożliwienie tej wycieczki.