Jeśli jest jakiś kosmetyk, bez którego nie mogę żyć, to jest to masło do ciała. Wystarczy, że raz się nie posmaruję i od razu czuję się jak zmieniająca skórę jaszczurka. Mam kilka ulubionych marek i wariantów, ale kiedy ostatnio znajoma (cześć Helena!) namówiła mnie na wypróbowanie kosmetyków Mokosh, wiedziałam od razu, co zamówię.

Masło do ciała Mokosh Cosmetics w wersji melon & ogórek pachnie przepięknie. Kiedy dodałam jeszcze do tego pomarańczowy olejek do ciała (zastosowany tam, gdzie przyda się ujędrnienie), pachniałam jak egzotyczny koktajl. To mi się podoba. Masło ma lekko chropowatą konsystencję, ale na skórze błyskawicznie staje się oleiste, doskonałe do nacierania. Z tego, co zauważyłam, dobrze nawilża, ale musiałabym przeprowadzić dłuższe testy, żeby się o tym upewnić, bo 120 ml masła wystarczyło mi równiutko na 7 dni. Odebrałam przesyłkę we wtorek, we wtorek wieczorem natarłam nogi i ręce (na dekolt jest moim zdaniem trochę za ciężkie, używam tu raczej kremu do twarzy), potem używałam go przez kolejny tydzień. Pisałam o tym zresztą na Facebooku:

Skład jest naprawdę dobry, minimalistyczne opakowanie bardzo mi się podoba, ale 50 zł na tydzień tylko na masło do ciała to sporo. Jasne, cena wynika z jakości i nie mam tu żadnych wątpliwości ani oczekiwań, że cena zostanie obniżona. Po prostu nie mieści mi się to w budżecie – niezłe (jasne, nie tak naturalne, nie z tak idealnym składem) masło The Body Shop ma pojemność 200 ml i wystarcza mi co najmniej na 3 tygodnie stosowania 2x dziennie.

Czyli co, polecam czy nie polecam? Jeśli używasz jednego preparatu do ciała (góra dwóch) – mała wydajność Ci się nie spodoba. Ale jeśli lubisz nowości i masz zawsze otwarte 5 opakowań, tak żeby dopasować konsystencję i zapach do humoru danego dnia – będziesz zachwycona.

Cena: 49 zł / 120 ml, do kupienia w sklepie internetowym Mokosh Cosmetics