Sama siebie nie poznaję. To jest kolejny olejek do demakijażu twarzy, którego używam i chociaż zauważam jego minusy, to jednak uważam, że to doskonały sposób na delikatne czyszczenie twarzy po całym dniu. Kiedyś człowiek robił wszystko, żeby skórę oczyścić ze wszystkiego, co na niej się zgromadziło i często używało się do tego środków o działaniu wysuszającym. Olejki dla wielu z nas są skokiem na głęboką wodę, bo jak to, tłuste na skórę? A jednak to działa.

Olejek do demakijażu Origins: opakowanie

Olejek do demakijażu Origins Modern Friction ma jeden zasadniczy minus, który rzuca się w oczy od pierwszego użycia: zamiast pompki, jest zakrętka. Gubię ją średnio raz w tygodniu. Naprawdę, pompka jest o tyle wygodniejsza! Co więcej, olejku nie da się wycisnąć z butelki, to na tyle twardy plastik, że prędzej go złamię niż zegnę. Pozostaje wychlapywanie na dłoń, poprzedzone wymieszaniem dwóch faz olejku. Między nami mówiąc, uważam akurat te dwie fazy za efekt czysto estetyczny, ale niech będzie. Prawdopodobnie mają symbolizować wyciąg z ryżu białego i ryżu w innym kolorze, a te wyciągi z kolei mają rozświetlać twarz. To taka sama bajeczka jak ta, którą sprzedaje się przy okazji maski Skinfood, ale niewiele firm kosmetycznych powstrzymuje się od takich historyjek.

Olejek do demakijażu Origins: stosowanie

Jak każdy olejek, także i ten zostawia lekki osad w oku po zmyciu makijażu z powiek i rzęs, ale od czego są krople do oczu. Nie wyobrażam sobie jednak zmywania makijażu tym olejkiem, kiedy mam na sobie soczewki (ani żadnym innym, który znam). Co ciekawe, po połączeniu olejku z wodą (zimną lub ciepłą) zaczyna się on lekko pienić, więc jeśli dla swojego spokoju ducha potrzebujesz zobaczyć pianę, to może być produkt dla Ciebie.

Zapach olejku jest – jak dla mnie – bardzo udany. Kojarzy mi się z bardzo starą linią kosmetyków AA, Zen coś tam. Też tak pachniały i bardzo je lubiłam. Jeśli ich nie pamiętasz, nie dziw się – myślę, że były dostępne jakieś 15 lat temu i wcześniej.

Olejek do demakijażu Origins: moja opinia

Stałym zarzutem wobec kosmetyków Origins jest zawartość olejków eterycznych. Tutaj też są w składzie, i jest ich sporo. Jest też kamfora, dająca chłodzący efekt, ale mogąca na dłuższą metę podrażniać. Według dermatologów, szkodliwe działanie nie zawsze jest widoczne na skórze od razu, ale z czasem zaczyna dawać objawy. To mnie trochę niepokoi, więc być może nie będę kupować tego olejku, kiedy skończę tę butelkę. Ale to na pewno zajmie jeszcze jakiś czas, bo nawet używając go codziennie, zużywam go niewiele. I to też, jak dla mnie, jest zaleta olejków do demakijażu twarzy, nie tylko tego konkretnego. Uczymy się oszczędności.

Cena: 115 zł / 150 ml, do kupienia w perfumeriach Sephora

Inne testy olejków do demakijażu:

Mój test: kosmetyki Resibo

Olejek Kiehl’s Midnight Recovery Cleansing Oil – mój test