Mam swój osiedlowy warzywniak, mam dobry sklep 5 minut jazdy od domu, ale coś w rodzaju farmers’ market z kilkoma stoiskami z jedzeniem, które można zjeść na miejscu, to moje marzenie. Ostatnio byłam na czymś takim w Kanadzie – Granville Market w Vancouver to fenomenalne miejsce, gdzie można zrobić zakupy, zjeść coś, kupić coś ładnego, popatrzeć na marinę i posłuchać muzyki na żywo. Targ Rolny Burakowska 14 oraz Targ Kulinarny Noce i Dnie (to dwie odnogi tej samej inicjatywy) obiecywał to samo, poza mariną. Co z tego wyszło?

Jak dla mnie, falstart i rozczarowanie. Od 9 miał działać targ, od 12 także ruchome stoiska restauracyjne, potem miała być muzyka, filmy, tańce itd. Przyjechaliśmy po 12. Zaparkowaliśmy na Burakowskiej. Przeszliśmy do hal, mijając kilka czynnych jeszcze przybytków okołosamochodowych. Jak się okazało, nikt nie wpadł na to, żeby oczyścić plac między dwoma halami, więc kupujący ślizgali się w roztopionym, brudnym śniegu. Gdzieś w kącie stała jedna łopata do śniegu, ale tutaj przydałby się mini-spychacz (podejrzewam, że da się wynająć pana, który to ogarnie w 20 minut przed otwarciem).

W hali po prawej odbywał się Targ Rolny. W sporym pomieszczeniu stali zziębnięci sprzedający, rozstawieni głównie pod ścianami i dodatkowo pośrodku. Ryby, wędliny, jakieś wypieki, domowe pierogi, warzywa i owoce. Chyba też ta nieszczęsna kawa z San Escobar, reklamowana na profilu wydarzenia. Przeszłam się, zrobiłam parę zdjęć, ale nic mnie nie zachwyciło na tyle, żeby kupić. Kilka osób coś kupowało, przyglądało się wystawionym produktom, ale jak na porę przedobiadową, kiedy wiele osób wybiera się na zakupy, miejsce świeciło pustkami.

W drugiej hali niemrawo rozstawiały się stoiska z jedzeniem na miejscu. Działała już kawiarnia – duży plus za organizację warsztatów dla dzieci. Pani zajmująca się warsztatami była jedyną osobą, która sprawiała wrażenie zainteresowanej interakcją z przybywającymi tam ludźmi – zachęcała do warsztatów parę z dziećmi. Na placu między halami, foodtruck jednego z wystawców usiłował wymanewrować tak, żeby nie trafić w żaden z rozstawionych tu i ówdzie ażurowych koksowników.

Być może później impreza się rozkręciła – chociaż w hali „spożywczej” było na tyle chłodno, że naprawdę nie wyobrażam sobie, żebym tam z przyjemnością spędziła popołudnie. Ale jeśli ktoś, jak ja, przyszedł z nadzieją na coś w rodzaju Nocnego Marketu, to srogo się zawiódł. Ubogi wybór produktów (w dodatku w żaden sposób nie wyjątkowy – to samo można kupić w dobrym sklepie spożywczym, na Targu Rybnym, na Biobazarze czy pod Halą Mirowską), przygnębiający wygląd samego miejsca (naprawdę, plakaty z ładnym logo to nie wszystko), ogólne uczucie, że jesteśmy tu sporo za wcześnie – bardzo mnie to zniechęciło. Może wiosną Targ Rolny / Noce i Dnie będą miały więcej sensu, więcej wystawców, więcej klientów, ale jak na razie, nie polecam.