Galisja, koniec lat pięćdziesiątych. Do małej wsi po latach nieobecności powracają dwie siostry, Saladina i Dolores. Zamieszkują w domu należącym kiedyś do don Reinalda, ich dziadka. Zajmują się gospodarstwem, krawiectwem oraz rozmawiają o swojej wielkiej pasji – kinie i życiu hollywoodzkich gwiazd. Jednak dla lokalnej społeczności ich powrót okazuje się szokiem.

Wracają wspomnienia o tajemniczych umowach, które dziadek sióstr spisał z mieszkańcami wsi. Zobowiązali się w nich za opłatą oddać mu po śmierci swoje mózgi do celów naukowych. Z chwilą powrotu sióstr każdy z mieszkańców chce odzyskać swoją umowę: i ksiądz o nieokiełznanym apetycie, i samozwańczy nauczyciel, i technik dentystyczny wstawiający zęby wyrwane zmarłym, i starsza kobieta, która codziennie wzywa księdza, by udzielił jej ostatniego namaszczenia. Dlaczego nikt nie chce rozmawiać z siostrami o dziadku? Co takiego wydarzyło się podczas wojny? Dlaczego nazywają je Zimowymi Pannami? Czy siostrom uda się spełnić marzenia o karierze aktorskiej? A może przytłoczy je ciężar wyrzutów sumienia?

W informacji prasowej przytaczana jest opinia jednego z krytyków, który przyrównuje tę książkę do dzieł Marqueza. Może kiedy czytałam Marqueza, byłam młodsza i mniej wybredna, a może Marquez po prostu jest lepszy. O ile klasyczne już „Sto lat samotności” to epicka powieść, która wciąga, choć czasem zmusza do notowania zawiłych powiązań rodzinnych bohaterów, to w książce „Zimowe Panny” zabrakło mi czegoś. Siostry są opisane na tyle oszczędnie, że rozpoznanie, która nosi sztuczną szczękę (co jest istotnym elementem akcji) zajęło mi dłuższą chwilę. Skrywana przez nie tajemnica jest z kolei całkowicie oczywista, podobnie jak to, co stało się z ich dziadkiem. Sądziłam, że historyjka o sprzedaży mózgów do celów naukowych rozwinie się w bardziej surrealistyczny sposób, ale nic z tego.

Nie znaczy to, że „Zimowe Panny” to książka niewarta zainteresowania. Jeśli szukasz nietrudnej, a przy tym mało sztampowej lektury, bawią Cię opisy małomiasteczkowych zaszłości i nie lubisz lukru – warto.