Koniec marca, więc czas spojrzeć na to, czego używałam i co mam o tym do powiedzenia. Jak zwykle u mnie, w zasadzie omawiam tylko pielęgnację, bo kolorówka jest stała i minimalna.
Dominuje marka Origins. Nic nie poradzę, podobają mi się te kosmetyki, z chęcią je kupuję i cieszę się niezmiernie, że są już dostępne w perfumeriach Sephora. Podobno w kwietniu ma się pojawić mój ulubiony olejek do ciała – ale o tym kiedy indziej. Dziś recenzje tego, co używałam w marcu (oraz lutym):
1. Krem Origins A Perfect World SPF 25 Age-defense Moisturizer with White Tea, cena 199 zł / 50 ml
Jedyny minus, jaki widzę, to fakt, że krem jest pakowany w słoik a nie w butelkę z pompką. Wtedy wszystko byłoby bardziej higieniczne. Ale jak chodzi o stosowanie, jestem bardzo zadowolona. Krem jest lekki, szybko się wchłania, moja skóra (nadal mieszana, mimo upływu lat) nie świeci się. No i wysoki filtr SPF – 25, a nie, jak to często bywa, 15 czy w ogóle nic.
2. Serum Origins A Perfect World Age-defense Skin Guardian with White Tea, cena 259 zł / 50 ml
Serum do kompletu z kremem, bo z tej samej linii. Dla mnie doskonałe – lekkie, wygładzające od razu skórę, pachnące rześko. Z uwagi na zapach i związane z nim składniki pochodzenia roślinnego, przetestuj zanim kupisz, bo to potencjalny alergen. Skończyłam całe opakowanie tydzień temu i na pewno kupię kolejne.
3. Krem Origins Make A Difference Plus+ Rejuvenating Moisturizer, 185 zł / 50 ml
Na zimę idealny. Suche powietrze, ujemne temperatury (nawet jeśli rzadko), wiatr – wszystko to szkodzi skórze. Ten krem jest gęsty, aksamitny, odżywia i nawilża. Pewnie zużyję go w ciągu kilku tygodni, zanim zrobi się na niego za ciepło. Ale tak, wolałabym – tak jak w przypadku kremu na dzień – wersję w butelce z pompką.
4. Peeling Origins Gloomaway Grapefruit Body Buffing Cleanser, cena 109 zł / 150 ml
Mam słabość do ładnie pachnących kosmetyków do ciała. A ten tutaj pachnie grejpfrutem (nie w sposób plastikowy) i doskonale złuszcza. Jest wydajny, a może to zaleta opakowania w kształcie tuby? Nie sposób, jak w przypadku słoika, nabrać za dużo. Jasne, można kupić przyzwoity peeling za 1/10 tej ceny, ale jeśli mogę raz na jakiś czas zrobić sobie przyjemność, to czemu nie?
5. Olejek do włosów Bumble & Bumble hairdresser’s invisible oil, 179 zł / 100 ml
Od długich, naturalnych włosów przeszłam do o wiele krótszych, farbowanych i rozjaśnianych. Sombre nie niszczy włosów, trzeba tylko o nie dbać. Poza szamponem, odżywką i maską do włosów, którą nakładam pod prysznicem, mam też olejek do włosów. Ten przydaje się, kiedy zamierzam dosuszyć włosy suszarką (na co dzień tego nie robię, ale czasem się spieszę). Czasem nakładam go też pod koniec dnia, przed pójściem spać. Włosy są gładkie, nie puszą się ani nie łamią.
6. Tigi Catwalk Series Sea Salt Spray, 40 zł / 270 ml
Im krótsze mam włosy, tym bardziej lubię spray z solą. Dzięki niemu nie muszę układać, kręcić, nic z tego – wystarczy spryskać wilgotne (wysuszone ręcznikiem) włosy, upiąć spinką do góry i kiedy wyschną, ma się fryzurę. Tigi ma ogromną pojemność, to w zasadzie ilość salonowa, ale na wyjazdy mam mniejsze opakowania sprayu innej marki. Tutaj jedyne moje zastrzeżenie to zapach. Jest kwiatowy, trochę irytujący, ale to naprawdę kwestia drugorzędna, bo fale na włosach robią się pierwszorzędne.
Related posts
5 Comments
Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Cześć!
Mam na imię Ania. W moim blogu znajdziesz masę porad o tym, jak dobrze wybierać – tak, żeby było pięknie. Szukasz przepisu na obiad, chcesz zrobić udane zakupy, a może nie wiesz, jak rozpoznać podróbkę? Zapraszam!Masz pytania? Napisz do mnie:
ania@jestpieknie.pl
Też wolę opakowania z pompką. Faktycznie higieniczniejsze i przyjemniejsze w użyciu. Sprayu z solą muszę w końcu spróbować. Zupełnie nie wiem z czym to się je, a co rusz to ktoś chwali. Fajni ci Twoi ulubieńcy 🙂
Spray z solą – jedno z moich najgenialniejszych ostatnich odkryć kosmetycznych. Mam włosy, które naturalnie lekko się kręcą, ale bez przesady, po potraktowaniu sprayem z solą (i dość bylejakim podpięciu i wysuszeniu) mam kapitalne, puszyste fale.
bardzo ciekawy post 🙂
[…] to jedna z moich ulubionych – testowałam masę ich kosmetyków. Możesz przeczytać o tym tutaj: kosmetyczni ulubieńcy marca. Teraz w linii GinZing pojawiły się dwie […]
[…] W serii jest jeszcze olejek Surf Infusion (45 ml/59 zł, 100 ml/129 zł), który też mam – ale nie używam go na co dzień. W przypadku moich włosów jest za ciężki na co dzień, ale świetnie sprawdza się na plaży. Teksturyzuje, ale jednocześnie mocno nabłyszcza, zmiękcza i chroni włosy przed słońcem (zawiera filtry). Wydaje mi się, że w codziennie stylizacji może sprawdzić się w przypadku włosów ciemnych i ciężkich. Jeśli szukacie olejku typowo pielęgnacyjnego do włosów, może sprawdzi się ten przetestowany przez Anię z Jest Pięknie. […]