Krem La Mer to taki Mercedes wśród kremów. Powiedzmy. Do tego tematu jeszcze wrócę, ale dziś parę słów o współpracy marki La Mer z Mario Sorrentim i jego córką, Gray. Czy krem może być mecenasem sztuki?
Kto to jest Mario Sorrenti, wie chyba każdy, kto choć trochę interesuje się fotografią albo potrzebował kiedyś ładnego, drogiego albumu na stolik do kawy. Ale poważniej: Sorrenti to fotograf mody i modelek, który dla La Mer zrobił sesję zdjęciową ze swoją córką, Gray. Tematem wyjściowym jest ocean, co jest zrozumiałe, jeśli zna się legendę marki La Mer, czyli poparzonego naukowca, dra Maxa Hubera i jego poszukiwania składnika, który pomoże w gojeniu skóry. Tym składnikiem jest wyciąg z alg – dodajmy, ani wyjątkowy jak chodzi o właściwości, ani unikalny dla tej marki (chociaż ten użyty w kosmetykach La Mer na pewno jest chroniony patentem). Stąd ocean na zdjęciach.
To, co mnie kompletnie rozczarowało, to fakt, że piękne zdjęcia Sorrentiego i jego córki (fotografki nie tylko na potrzeby tego projektu – jej Instagram jest tutaj) nie są w żaden sposób dostępne dla nabywców kremu. Jest tylko czarno-biała szata graficzna kartonu i słoika. A co w słoiku? Wieść gminna niesie, że La Mer nie różni się bardzo składem od kremu Nivea. To nieprawda, są pewne różnice, podobne są na pewno zapach i konsystencja. Ale płacenie prawie 1300 zł za słoik tego specyfiku to znacząca przesada, bo nie idzie za tym żaden przełom. Krem La Mer to przyzwoity, chociaż niewyrafinowany krem do twarzy, dostępny już zresztą w kilku wariantach, bo nie każda cera zniesie gęstą, mocno odżywczą konsystencję pierwszego wariantu. Żeby nie było: zdarzyło mi się kilka razy dostać go do testów i nigdy nie zrobił mi niczego złego, przeciwnie, używałam go z przyjemnością. Podobnie jak olejku La Mer – pisałam o nim zresztą w blogu i wydźwięk był podobny. Krem La Mer (czy jakikolwiek inny specyfik tej marki) na pewno nie zaszkodzi, a jeśli masz potrzebę kupienia czegoś akurat tej marki, to wersja La Mer x Sorrenti może być dobrym pomysłem.
Chociaż ja potraktowałabym ten krem, w tej wersji, jako zakup inwestycyjny. Jestem pewna, że jest wielu wielbicieli talentu Sorrentiego i być może za jakiś czas ten szczególny produkt będzie bardzo poszukiwany.
Jeśli jednak szukasz zdjęć autorstwa Sorrentiego, polecam numerowaną kopię jednego z jego ikonicznych już zdjęć młodej Kate Moss, do kupienia za 1225 euro w sklepie Artspace albo w wersji budżetowej album „Kate” z innymi zdjęciami Moss, do kupienia na Amazon za 69 dolarów (plus koszty wysyłki).
Related posts
2 Comments
Comments are closed.
Cześć!
Mam na imię Ania. W moim blogu znajdziesz masę porad o tym, jak dobrze wybierać – tak, żeby było pięknie. Szukasz przepisu na obiad, chcesz zrobić udane zakupy, a może nie wiesz, jak rozpoznać podróbkę? Zapraszam!Masz pytania? Napisz do mnie:
ania@jestpieknie.pl
drogo :O ale pewnie warto
Może jak już robisz tę szeptankę, to chociaż przeczytaj artykuł?