Są takie samochody, w których przyzwyczajenie się do rozkładu schowków, przycisków etc. zajmuje tygodnie. Są też takie samochody, gdzie po prostu siadasz i wiesz, co gdzie jest.

Volkswagen Golf (w wersji „normalnej”, bo GTI czy R to zupełnie inna historia) to auto, które nie zapada w pamięć. Czy raczej – zostawia po sobie miłe wspomnienie komfortu poruszania się. Poprzednio jeździłam Golfem kilka lat temu, jeszcze pracując w Agorze i jednego dnia odwoziłam dokądś z biura koleżankę (cześć Kasia!). Mam wrażenie, że mogłabym ją odwieźć do Poznania albo wręcz do Berlina i nie czułabym zmęczenia, bo samochód był wygodny, a towarzystwo na medal.

Siódma generacja Golfa po faceliftingu jest jeszcze wygodniejsza, jeszcze bardziej bezpieczna, jeszcze lepiej przemyślana. Co jeszcze? Obejrzyj mój test:

 

 

Co mam na sobie:

Chustka Pepe Jeans x Andy Warhol, niestety już niedostępna

Bluza z kapturem Polo Ralph Lauren

Kamizelka Marie Lund, do kupienia teraz za grosze w Van Graaf

Jeansy Pepe Jeans

Buty Nike (niestety, te w kropki były w kolekcji wiosna-lato 2 sezony temu)

Okulary przeciwsłoneczne Furla (kupione dawno temu w TK Maxx)