Jak co roku, większość szanujących się twórców internetowych robi przeglądy prezentów. Ja – nie. Nie zrobiliśmy też z Markiem takiego przeglądu na YouTube Ania i Marek Jadą, chociaż planujemy opowiedzieć – już po świętach – o tym, co nam się sprawdziło w 2024.

Ale prezentownik 2024 w blogu nie pojawia się z dwóch powodów: po pierwsze, nie chcę wywierać na nikim presji zakupowej. Nie o tym są święta, podobnie jak nie o umytych oknach i 12 potrawach. Szerzej mówiłam o tym na Instagramie:

 

View this post on Instagram

 

A post shared by Ania Gidyńska (@amgidynska)

A po drugie, cały rok opowiadam o tym, co kupiłam, co dostałam (promocja, reklama, coś tam coś tam) i to są rzeczy, które nieodmiennie polecam. Część z nich kupuję potem znajomym czy rodzinie, na różne okazje.

Mam natomiast garść pomysłów natury ogólnej, związanych z prezentami.

Prezent na ostatnią chwilę

Nie jest to może w moim stylu, ale zdarzało mi się takie prezenty kupować albo facylitować (mój ojciec zadzwonił do mnie rano w wigilię, pytając, co on ma kupić matce – na szczęście zestaw z jej perfumami dało się bez wysiłku kupić w Sephorze). Ale idąc szerzej, czym tu się kierować?

Jeśli znasz osobę, dla której szukasz prezentu, to pół biedy. Kup jej to, co lubi. Ulubione perfumy to pewniak, bo każda kolejna butelka to jedne zakupy dla obdarowanej osoby mniej. Podobnie jak ulubiona kawa, herbata, słodycze, czy nawet dowolny gadżet ulubionej marki. Nie mówię może o nowym komputerze Apple, ale pasek do Apple Watch to drobiazg, a ucieszy. Podobnie jak np. podstawka pod garnek czy rękawice kuchenne, jeśli ktoś lubi Le Creuset.

Jeśli nie za bardzo znasz tę osobę, bo np. ciotka przychodzi z nowym konkubentem albo z jakąś samotną psiapsi, to dowiedz się tylko z grubsza, co jest kategorycznym nie – czyli: cukrzykowi nie kupujemy czekoladek, nadciśnieniowcowi – kawy, a alkoholikowi – alkoholu w żadnej postaci. Reszta powinna jakoś przejść. W najgorszym przypadku ktoś dostanie książkę, o której istnieniu nie wiedział i albo przeczyta z przyjemnością, albo odda dalej. Książki, szaliki (tylko wełniane, nie kupuj akrylu), ostatecznie kilka słoiczków domowych przetworów to bezpieczne prezenty.

A co z voucherami na zakupy? O ile moja koleżanka uważa, że to nie jest dobry pomysł, ja bym w ostateczności, jako taki prezent na szybko, przyjęła. Jasne, stoi to w sprzeczności z jedną z zasad pakowania prezentów, o której poniżej, ale z dwojga złego, lepiej dać kartę na 100 zł do empiku niż niedobrane kosmetyki.

O kosmetykach pisałam niejeden raz i o ile uważam, że nikt nie powinien się obrazić o zestaw Molton Brown, o tyle wiem, że można np. mieć bardzo delikatną skórę i nie tolerować żadnych zapachów w kosmetykach do ciała. A krem A-Derma Exomega przyjmuje z radością tylko moja matka.

Jak pakować prezenty

Minimum minimorum to torebki papierowe – nie muszą być jednoznacznie świąteczne, mogą być z szarego papieru (który w zasadzie ma odcień brązowy), ale zawsze z jakimś kolorowym akcentem – ja bardzo lubię naklejane kokardy, bileciki (nie zostawiaj go pustego!), wstążki.

Można też poszaleć z kartonami, wypełnionymi pociętą krepiną – przy czym nie robiłabym tu recyklingu kartonów do wysyłki. Albo kolorowe, albo nic.

Inny pomysł to papier do pakowania, chociaż o ile książki, pudełka z perfumami itd. rzeczy łatwo poddają się pakowaniu, to już butelki, nieforemne opakowania i pluszaki będą kłopotliwe. To wymaga umiejętności i nie nabierzesz ich 24.12 o godzinie 13.00.

Jeśli przyjmujesz gości w domu (i wiesz, że czekoladki są OK), możesz kupić tyle jednakowych czekolad, ilu gości zaprosiłaś, każdą przewiązać wstążką, dodać gałązkę świerku i położyć na nakryciu. W wersji deluxe – kup czekoladki na wagę, wrzuć je do jednakowych słoiczków, dodaj gałązki świerku i bileciki z imieniem.

Cokolwiek dajesz, ZDEJM CENĘ. Na książkach trudniej, ale z całej reszty da się zwykle usunąć metkę z ceną albo ją zamazać czarnym markerem.

Wiem, że to jest anty-prezentownik i miało być o prezentach, ale jeśli gościsz u siebie znajomych i rodzinę, kup zawczasu niewielkie pojemniki na wydawkę resztek. Nikt nie będzie pamiętał, żeby zwrócić Ci te Twoje ukochane (ok, może to tylko ja mam jakieś uczucia wobec moich pojemników), pakowanie w byle co to słaby pomysł, bo potem karp się komuś wetrze w tapicerkę. Polecam aluminiowe pojemniki – takie na ciasto, na pasztet, ewentualnie na muffinki, wtedy każdy z gości nakłada sobie, co tam chce, zanosi to do domu i w spokoju dojada.