Kiedy planowaliśmy tę trasę przez Góry Skaliste, założyliśmy, że 200-250 km dziennie to wystarczająca odległość do pokonania. Wystarczy, żeby nie spiesząc się przejechać z punktu A do B, zatrzymać się na zdjęcia, potem zameldować się w hotelu, ruszyć na spacer, znaleźć restaurację na wieczór. Tyle tylko, że to nie do końca tak działa.

Kanada nie jest szczególnie gęsto zaludniona – 3,91 osoby na km2 (średnia światowa to 49 osób na km2, a w Polsce ten współczynnik wynosi 124). Poza tym, jedziemy przez góry. I nie są to góry typu nasze Tatry, gdzie w godzinę da się przejechać z Polski na Słowację. Od 3.10 jedziemy przez Góry Skaliste i nadal w nich jesteśmy. Tutaj 100 km drogi bez jednej chatki, jednej stacji benzynowej czy jednej stacji przekaźnikowej sieci komórkowych to naprawdę nic wielkiego. Dlatego dziś trasa wyniosła około 400 km. Ale było warto. Z doliny, w której leży Kamloops, przejechaliśmy przez pola uprawne, zahaczyliśmy o sklep przy farmie, potem wjechaliśmy na bardzo krętą, górską drogę, żeby wreszcie wylądować w Whistler. Miasto wygląda jak Zakopane, może nawet jak Kaprun. Na uliczkach sklepy z ciuchami sportowymi, ale też oddział Sotheby’s Realty (nieduże mieszkanie w Whistler kosztuje jakieś pół miliona CAD, czyli półtora miliona PLN).

Znów zaczęło padać, kiedy tylko wyszliśmy, więc jutro chwila spaceru i kolejna trasa.

Dziękujemy firmie Ford Polska za pomoc w organizacji wycieczki.