I ty też powinnaś przemyśleć, czy warto je kupować.

Produkty dietetyczne pojawiły się w Polsce już jakiś czas temu. Niskotłuszczowe mleko, sery, czekolada „20% kalorii mniej” – to tylko początek. Potem do sprzedaży trafiły niskokaloryczne i niskowęglowodanowe makarony, sosy, dżemy i sama nie wiem, co jeszcze.

Dziś na obiad zrobiłam makaron z pesto, kurczakiem i cukinią. Sos, mimo że użyłam gotowego pesto, był naprawdę bdb, ale niskowęglowodanowy makaron, który kiedyś skądś dostałam, smakował jak lekko namoczona tektura. NIGDY więcej tego wynalazku nie kupię. Było to już któreś z kolei podejście do tego typu produktów – próbowałam i kilku typów makaronu (jedyny znośny to orzo), i sosów, i majonezów… To w niczym nie przypomina normalnego jedzenia. Nie wygląda, nie pachnie, nie smakuje jak coś, co umiem przygotować w kuchni. Nawet jeśli nie zawiera kalorii, to nie chcę mieć z tym nic do czynienia.



znizka na zakupy 11032015 Image Banner 468 x 60

Nie jestem specjalnie towarzyska, ale jakiś czas temu usiłowałam na Wizażu uczestniczyć w wątku o diecie South Beach. Niestety, słabo mi to szło, bo nigdy na serio nie wkręciłam się w Wizaż, wzdrygam się na widok posta w 3/4 składającego się z emotikonek i generalnie jestem stara i mam za złe, jak mówi moja koleżanka Zuzanka. Ad rem: w wątku większość osób pisało o tym, co zjadło i ile czasu ćwiczyło, ale jedzenie było byle jakie, bez smaku, bez pomysłu, byle się zapchać. Za to desery… niekwestionowanym królem było ciasto fasolowe. Polega to z grubsza na tym, że miksuje się puszkę fasoli, trochę kakao, jakiegoś słodzika, zapieka to wszystko i tak powstaje ciasto udające brownie. Dziewczyny opowiadały sobie wzajemnie o tym, jak to zjadły pół blachy BEZKARNIE, bo przecież to fasola, haha.

No i tu moim zdaniem leży problem. Bo zdrowe odżywianie nie jest po to, żeby móc się nażreć do wypęku bez konsekwencji. Zdrowe odżywianie to umiejętne wybieranie tego, co się chce zjeść, dopasowywanie jadłospisu do potrzeb organizmu i do gustu każdej osoby. To też branie odpowiedzialności za swoje decyzje – chciałam zjeść porcję lodów, to ją kupiłam i zjadłam, nie piszę z tego powodu wpisu w blogu czy na forum, nie obiecuję publicznie, że zrobię 10 km na rowerku, 3 godziny ćwiczeń z YT i przez tydzień nie tknę węglowodanu.

Zdrowe odżywianie to nie jest sprint do mety. To jest trucht bez końca. Raz się porusza szybciej, raz wolniej, czasem się przystaje, żeby podziwiać widoki.

Wracając do tematu – produkty dietetyczne nie są złe same w sobie. Oczywiście poza tymi, które kosztem obniżenia zawartości tłuszczu zawierają więcej węglowodanów – bo to tak naprawdę niczego nie naprawia, raczej psuje całokształt. Ale produkty dietetyczne tak naprawdę sprawiają tylko, że jemy ich więcej – tak wskazują badania. Nie mówię tu tylko o bilansie kalorycznym, bo kaloria kalorii nierówna, ale o nawyku. O ile normalnego sera brie zjesz kawałek, bo jest pyszny, ale ile można, to niskotłuszczowego zjesz dwa razy tyle, no bo niskotłuszczowy. Poza tym, niskotłuszczowy brie smakuje jak plastelina. W ten sposób rozpycha się żołądek i uczy się, że można więcej. Czy nie lepiej zjeść mniej, ale lepszego, smaczniejszego sera?

Tak samo jest z pączkami, czekoladą i wszystkimi innymi słodyczami. Co roku koło Tłustego Czwartku w necie pojawiają się przepisy na tradycyjne pączki i faworki oraz ich pożal się boziu odpowiedniki – pieczone a nie smażone, z pełnoziarnistej mąki, z otrębami, bez cukru itd. Nie jestem święta, sama próbowałam piec dietetyczne ciastka, ale zawsze był to Ersatz. Poza tym, nie cierpię wyrabiać ciasta. Zamiast paskudzić w kuchni, bawić się w syrop z agawy, ksylitol, przeliczanie, jak to się ma do cukru, wolę iść do cukierni i kupić ciasto. Normalne, z cukrem, białą mąką i śmietaną. I tak nie lubię słodyczy, więc jadam je kilka razy do roku. Ale gdybym je bardzo lubiła – tak, jak lubię dobre sery – umiałabym je sobie dawkować.

Czyżby więc prawdą było, że najlepsza dieta to mniej żreć? W największym uproszczeniu – tak. Ale warto też zastanowić się, co się stawia na stół. Nie są dobre ani koszmarne sosy z fiksów, ani mrożona ryba w panierce, ani używanie ketchupu jako marynaty do mięsa z grilla. O tym jednak napiszę innym razem – dziś chciałam tylko powiedzieć, że produkty dietetyczne lepiej sobie darować, a zamiast tego skupić się na tym, jak, co i ile się je. Jedzenie nie ma być bezmyślną czynnością, zapychaniem się. Nie ma być też karą, zjadaniem czegoś niesmacznego, „bo zdrowe”. Jeśli chcesz zjeść kawałek ciasta, to je upiecz i zjedz. Ale jedną porcję, a nie pół blachy. I już.