Pod moim wideo o wadach i zaletach SUVów rozpętała się burza. Niektórzy się ze mną zgadzają, inni pokazują przykłady dużych, szybkich, pojemnych SUVów i zachwalają ich zalety. Dziś jeden z największych modeli na rynku – to znaczy, póki jeszcze Infiniti nie wyszło z Europy. Zapraszam na test!

Infiniti QX60 test: wnętrze

Wsiadam do środka i mam wrażenie, jakbym siedziała w Chevy Avalanche mojej ciotki z Kanady. Oczywiście, Infiniti nie ma nic wspólnego z Chevroletem, ale sposób rozplanowania czy wykończenia wnętrza jest podobny. Jest wyświetlacz dotykowy, są przyciski do włączania poszczególnych funkcji, ale nie jest tu szczególnie nowocześnie. Nic dziwnego, QX60 to model, który jest na rynku od lat. Producent bardzo zadbał o to, żeby nie przestraszyć klienta kosmicznymi rozwiązaniami.

Infiniti QX60 test: archaiczne systemy

Nie chcę przez to powiedzieć, że tu nie jest luksusowo. Są podgrzewane, wentylowane siedzenia, podgrzewana kierownica – o ile znajdziesz, że włącznik jest nad lewym kolanem, zaraz obok przycisku do otwierania klapy bagażnika. Jest kamera cofania i kamera 360 stopni, co w tak dużym samochodzie bardzo doceniam. Jest aktywny tempomat, system ostrzegający przed opuszczeniem pasa ruchu, system eliminacji martwego pola i inne tym podobne rozwiązania poprawiające bezpieczeństwo.

Infiniti QX60 test: system parkowania

Tyle tylko, że to, z czym miałam do czynienia w trakcie jazdy – bo nie musiałam na przykład hamować awaryjnie – działa w sposób, który nijak się nie ma do potrzeb kierowcy. Kamera wyłącza się, kiedy samochód uzna, że to już, a nie po wrzuceniu przekładni w P, jak byłoby wygodniej dla kierowcy. Ale to nic, bo kamerę można włączyć przyciskiem na konsoli środkowej. I właśnie kiedy nacisnęłam ten przycisk, znalazłam najbardziej nieprzydatną funkcję QX60. Asystenta parkowania. To opcja dostępna w samochodach niejednej marki, czasem działa lepiej, czasem gorzej, ale w Infiniti…

Najpierw muszę sama znaleźć miejsce do parkowania i zaparkować przy nim tak, żeby kamery je widziały. Potem na ekranie przesuwam prostokąt tak, żeby pokazać samochodowi, gdzie ma wjechać. Potem odjeżdżam i kręcę kierownicą tak długo, aż tor na kamerze będzie miał zieloną obwódkę. Potem wrzucam wsteczny i jadę. Potem poprawiam. W międzyczasie w to miejsce zaparkował już ktoś inny, a ja rozwścieczyłam sznur samochodów za mną. Tak, nagrywamy to na prawie pustym parkingu – właśnie dlatego, żeby nie przepraszać wszystkich naokoło. W czasie, jaki jest potrzebny na zrobienie tego wszystkiego, największa ofiara losu znalazłaby puste miejsce parkingowe, a najlepiej ze trzy koło siebie i zaparkowałaby bez tych udziwnień.

Infiniti QX60 test: prowadzenie

To pierwsze skojarzenie z Chevy Avalanche ma też sens, kiedy mowa o prowadzeniu. QX60 nie jest samochodem na kręte drogi. Trzeba się nakręcić kierownicą jak w autobusie, a samochód przechyla się na boki. Gdybym mieszkała gdzieś na amerykańskich czy kanadyjskich przedmieściach, nie byłoby problemu, ale warszawskie przedmieścia zwykle powstają przy wąskich uliczkach i nikt nie zakłada, że będą po nich regularnie jeździły duże, rodzinne auta. Chociaż muszę przyznać, że na garbach i nierównościach zawieszenie dobrze się spisuje.

Niestety, silnik też jest raczej na Stany czy Bliski Wschód. Trzy i pół litra i 262 konie mechaniczne to rozsądny wybór przy aucie ważącym ponad dwie tony. Tyle tylko, że dwanaście i pół litra na sto kilometrów to dolna granica tego, co udało się osiągnąć podczas testu. A jeśli ktoś kupowałby taki samochód, to raczej do wożenia dzieci w tę i z powrotem po mieście.

Infiniti QX60 test: miejsce z tyłu

Co jest o tyle trafionym pomysłem, że miejsca z tyłu jest dużo. Są nawet podgrzewane fotele i ekrany w zagłówkach, więc jeśli dzieci zgodnie zażyczą sobie oglądać Krainę Lodu, to nie ma problemu. W tym egzemplarzu jest system nagłośnienia Bose z czternastoma głośnikami, więc żadna nuta „mam tę moc” Ci nie umknie.

Niestety, wspólne oglądanie filmu na DVD to najlepsze, co mogę tu zaproponować dzieciakom, bo nie ma wejść USB. Jest jedno wejście 12 voltów i uwaga, 120 voltów. To kolejny dowód na to, jak na wskroś amerykański w duchu to samochód.

Infiniti QX60 test: miejsce w trzecim rzędzie

Raz czy drugi testowałam samochód z trzecim rzędem siedzeń i zawsze miałam podczas nagrania zbolałą minę. Zwykle bowiem ani rozkładanie foteli, ani tym bardziej wspinanie się do tyłu nie jest wygodne. O rozkładaniu za chwilę, ale wchodzenie tutaj – żaden problem. Przy odrobinie ćwiczeń da się złożyć i przesunąć fotel jedną ręką! Są uchwyty na kubki, co zawsze się przydaje.

Infiniti QX60 test: bagażnik

Miałam coś opowiedzieć o rozkładaniu i składaniu foteli w trzecim rzędzie. Otóż można to zrobić stąd, z bagażnika. Banalne! Co więcej, pomyślano o tym, żeby sznurki, za które trzeba pociągnąć, miały na końcach rzepy – dzięki temu zawsze będą na miejscu.

Sam bagażnik po rozłożeniu trzeciego rzędu siedzeń ma pojemność około 250 litrów. Ze złożonymi siedzeniami – około 550 litrów. Jest gniazdo 12 voltów, dwa haczyki na torby z zakupami i uchwyty na ekspandery. Pod podłogą – apteczka, zestaw naprawczy, trochę miejsca na drobiazgi.

Infiniti QX60 test: podsumowanie

Uważam, że byłabym doskonałą soccer mom. Wiecie, taką co jeździ cały dzień po mieście, bo jednego dzieciaka trzeba do szkoły, drugiego na trening, trzeciego na balet, potem zakupy, odebrać pranie i tak dalej. Nie lubię tylko dzieci, ale uwielbiam planować, dokąd w jakiej kolejności pojechać.

Mimo że QX60 to samochód archaiczny pod wieloma względami, to jednak dla mnie bardzo wygodny. Tyle tylko, że tak duże i tak nieekonomiczne pudło nie ma uzasadnienia, jeśli nie masz tej trójki dzieci.

Jeśli Ty masz i wszystko, co skrytykowałam, nie byłoby dla Ciebie problemem, umów się na jazdę próbną. Jestem pewna, że będzie można dostać dobrą cenę, bo Infiniti naprawdę znika z polskiego rynku. Znika z całej Europy. Będziesz tęsknić? Daj znać w komentarzu.