Zaczyna się grudzień, a z nim – imprezy świąteczne, śledziki czy jak to się tam u Was w biurze nazywa. Zwykle przyjemność obcowania z ludźmi, z którymi spędza się na co dzień o wiele za dużo czasu, jest porównywalna tylko z fitnessem w kamieniołomach, ale kiedy uświadomisz sobie, że w zasadzie wszyscy podchodzą do tego tak samo, będzie Ci łatwiej.

Krok pierwszy – strój. Odradzam wycieczkę do sklepu i poddanie się woli sprzedawczyni, bo z dużym prawdopodobieństwem kupisz coś, co upodobni Cię do namiotu harcerskiego albo grzyba nuklearnego. Ja, z moim wzrostem siedzącego psa, zwykle wychodziłam z kompletem ubrań w tym drugim stylu.
Proponuję więc przejrzenie zdjęć z poprzednich imprez, oparcie się pokusie odnalezienia tego przystojniaka, który został przypadkiem uwieczniony, jak pije wino prosto z butelki i wybranie takich ubrań, które po pierwsze jeszcze masz w szafie, po drugie pasują do siebie i po trzecie, nie są zestawem z zeszłego roku (chyba, że zmieniałaś pracę). Dodaj jakiś przykuwający uwagę dodatek – idealnie, jeśli jest to pierścień po babci z oczkiem wielkości głowy niemowlęcia, ale jeśli babcia inwestowała raczej w kożuchy i tureckie swetry, pamiętaj, że Coco Chanel uwielbiała sztuczną biżuterię, więc Ty też możesz.
Krok drugi – makijaż. Owszem, to jest impreza wieczorowa, więc maźnięcie rzęs tuszem i neutralny błyszczyk mogą być złym pomysłem. Nie znaczy to jednak, że akurat na tę okazję powinnaś kopiować makijaż, który znalazłaś na YT pod tytułem „Seksowna wampirzyca”. To jest na Halloween, którego i tak w Polsce prawie nikt nie obchodzi, więc wybierz coś innego.
Przede wszystkim, zacznij od dobrej bazy pod makijaż – inaczej na zdjęciach będziesz wyglądać jak Twój dozorca z klatki – ten, który ma nos jak tyłek pawiana. Na to podkład i puder – raczej te, których używasz na co dzień, żeby się nie okazało, że zwarzyły się w pół godziny po wyjściu z domu. Jeśli na co dzień nie nosisz czerwonej szminki, daruj to sobie i tym razem, bo nie ma nic gorszego niż perliście śmiejąca się kobieta z czerwoną szminką na zębach.
Na czerwono możesz natomiast pomalować paznokcie. Oprzyj się jednak pokusie naklejenia na nich brylancików układających się w skomplikowany wzór – ryzykujesz, że cały wieczór będziesz siedzieć z rozcapierzonymi palcami, żeby nie zepsuć manicure, a ludzie pomyślą, że masz jakieś schorzenie neurologiczne i będą Ci odradzać picie wina.
Zanim wyjdziesz z domu, postaw przy łóżku butelkę z wodą, proszki przeciwbólowe i paczkę chusteczek do zmywania makijażu. Oczywiście, są dziewczyny, które nawet na całkowitym autopilocie potrafią precyzyjnie zmyć makijaż, wklepać krem i serum, o rozczesaniu włosów nie mówiąc, ale nie wszystkie z nas mają ten talent.
Następnego dnia, kiedy już się obudzisz i doprowadzisz do stanu używalności, zadzwoń do biura i poproś o urlop na żądanie. Jeśli jest weekend a Ty wtedy nie pracujesz, to nawet lepiej, nie musisz donikąd dzwonić i sprawdzać, czy już mówisz normalnie, czy nadal lekko seplenisz od alkoholu. Wypij szklankę wody, weź prysznic i oceń straty. Bardzo dobrze działa krem pod oczy nałożony na całą twarz, możesz też przesiedzieć dłużej niż kilka minut z maską super-nawilżającą.
Zrób sobie kubek herbaty, dobre śniadanie. Nie myśl o diecie, jeden dzień z białą bułeczką Cię nie zabije, chyba że masz nietolerancję glutenu – i weź się za tę książkę, którą kupiłaś ostatnio, bo wszyscy mówili, jaki to przełom. Albo wyciągnij z półki zaczytaną na piątą stronę Grocholę czy inną Chmielewską. Po południu (tzn. później po południu, niż się obudziłaś) możesz zaryzykować wyjście na jakiś posiłek poza domem. Wybierz spacer – samochodem lepiej jeszcze nie jeździć, bo diabli wiedzą, ile tych promili zostało, a w komunikacji miejskiej może Ci się trafić jakiś amator sosu czosnkowego albo perfum „Być może” i skutki będą opłakane.
Oczywiście, są ludzie, którzy piją dwa dni a potem wyglądają jak Monica Bellucci i są też tacy, którzy na wejściu biorą lampkę szampana i jest to jedyna ich styczność z alkoholem, ale jeśli do nich nie należysz, a chcesz przebrnąć przez imprezy świąteczne w stosunkowo dobrym stanie, to zapewne przyda Ci się mój poradnik. Do następnego razu – kiedy to opowiem, jak zrobić zakupy świąteczne nie wydając dwóch miesięcznych pensji i nie wdając się w bójkę z resztą miasta, też polującą na promocje.