Lubię porządek i organizację. Jeśli testuję jakiś kosmetyk, to musi być wyjątkowo zły, żebym w jakiś sposób go nie zużyła – i wszystkie moje odczucia notuję w specjalnym arkuszu kalkulacyjnym. Nie mam metody zapamiętania kilkuset kosmetyków i nie ma powodu, żeby starać się je spamiętać. Dziś projekt denko z września 2022 – zapraszam.

Po co jest projekt denko?

Projekt denko służy gospodarności. Wiem, to takie niemodne słowo, jak z książki „Nastolatki dbają o urodę” wydanej gdzieś w latach 80. XX wieku, ale uważam, że gospodarność to lepsze dążenie niż zero waste czy minimalizm. Nie uważam, żeby konieczne i korzystne dla wszystkich było maksymalne ograniczenie zasobów, myślę też, że można przyjemniej i zyskowniej spędzić czas niż szyjąc zmywaki do naczyń z toreb po ziemniakach (i mam świadomość tego, jak bardzo upraszczam obydwa podejścia, ale ich analiza krytyczna to temat na inny tekst). Myślę natomiast, że jeśli coś się kupiło, dostało, wymieniło z koleżanką, to jest bardzo mało produktów, które nie nadają się kompletnie do niczego.

Mam bardzo duże zapasy kosmetyków, bo lubię je kupować i testować, mam też ten przywilej, że wiele marek mi je przysyła. Nie polecam niczego w ciemno, bo wiarygodność traci się raz. Zwykle każdego kosmetyku używam do końca opakowania – wyjątkiem jest np. moje opakowanie toniku Pixi Glow Tonic, bo to chyba czwarte, które mam i ma w dodatku 500 ml pojemności.

A przy okazji denkowania (nie lubię tego słowa, ale już trudno, wolę je od określenia „rutyna pielęgnacyjna”, brrr) można zastanowić się, co człowiekowi pasuje – czy np. żel do twarzy, czy pianka, a może krem? Wiele z kosmetyków trafia na moją listę „kupić ponownie ASAP”, ale też są takie, które doceniam, ale nie chcę więcej używać.

Projekt denko – kosmetyki, które się sprawdziły

Atopik Sensitive krem do rąk

Krem dla wszystkich wrażliwców, którzy nie szukają zabawnego opakowania ani słodkiego zapachu, tylko skuteczności. Kremy do rąk mam porozstawiane po całym domu. Ten stał w salonie, obok butelki płynu do dezynfekcji, trochę dla gości, trochę dla nas. Gęsty, bez dodatkowego zapachu, potrzebuje chwili, żeby się wchłonąć, ale bardzo dobrze odżywia.

Cena: 41 zł / 50 ml, do kupienia w sklepie firmowym

Basiclab Aminis Krem aktywnie rewitalizujący

Jest kilka takich składników, które lubię mieć w kosmetykach. Należą do nich witamina C (raczej pochodnie niż kwas askorbinowy), kwas hialuronowy, witamina E. Krem BasicLab o długiej nazwie (powyżej cytuję tylko jej część, wystarczającą do rozpoznania preparatu) ma je wszystkie i więcej. Wszystko po to, żeby aktywnie przeciwdziałać starzeniu się skóry – i na tyle, na ile krem może działać (w porównaniu np. z liftingiem), ten dowozi w 100%. Gęsty, aksamitny preparat doskonale się rozprowadza. Można go stosować rano i wieczorem, z czego z lubością korzystałam. Jest na tyle wydajny, że wystarczył na ponad 2 miesiące, bo nie ma powodu kłaść go za dużo. Na pewno go sobie kupię – bo pierwsze opakowanie było prezentem od marki.

Cena: 220 zł / 50 ml, do kupienia (chyba tylko) w sklepie firmowym.

Basiclab Aminis Krem aktywnie rewitalizujący pod oczy

Chyba Paula Begoun napisała kiedyś, że kremy pod oczy to ściema, bo dostajesz to samo, co w kremie pod oczy, tylko w mniejszym opakowaniu i drożej. Jak ze wszystkim, trzeba tego typu tezy traktować jako wskazówki a nie prawdy objawione. I o ile pewnie dałoby się wskazać niejeden preparat pod oczy, który jest w gruncie rzeczy tym samym, co krem do twarzy, to nie zawsze tak jest – czego przykładem jest krem pod oczy z serii Aminis BasicLab. Zgadza się, podobnie jak krem do twarzy zawiera witaminę C, ale w innej formie. Zawiera też aminokwasy, które dały nazwę linii, ale też kofeinę, gwiazdę serum pod oczy BasicLab i jeden z moich ulubionych składników kremów pod oczy. To nie jest tani kosmetyk, ale jeśli wkraczasz już w wiek średni (czyli 35. urodziny za Tobą, tak z grubsza ujmując), zamiast drogiego tuszu do rzęs kup sobie droższy krem pod oczy. Warto.

Cena: 170 zł / 18 ml, do kupienia (chyba tylko) w sklepie firmowym.

Kosmetyki BasicLab – co warto kupić?

BasicLab Anti-Perspiris Antyperspirant i dezodorant

Omówię je zbiorczo, bo piszę ten tekst już dłuższą chwilę (kosmetyki są opisane w kolejności alfabetycznej, ale na biurku stały inaczej) i mam wrażenie, że znów robię doktorat, niezamierzenie. Uważam, że chociaż dezodorant różni się składem i działaniem od antyperspirantu, to w tzw. normalnym życiu, czyli o ile nie biegniesz maratonu, możesz używać tego, co bardziej Ci odpowiada. Różnicy w skuteczności nie ma, bo dezodorant też świetnie chroni. A dodatkowo, jeśli to dla Ciebie ważne, ma przyjemny zapach (i tylko po tym zorientowałam się, że kupiłam nie to, co zawsze).

Cena: około 30 zł / 60 ml, do kupienia np. w Ceneo.

BasicLab Capillus Stymulująca odżywka przeciw wypadaniu włosów

Parę lat temu miałam problem z wypadaniem włosów. Nie jakiś wielki, ale ponieważ zwróciła na to uwagę moja fryzjerka, to od razu podjęłam kroki. Uważam, że z dwojga złego odżywka jest ważniejsza, bo siedzi na włosach parę minut, a szampon – kilkadziesiąt sekund. Odżywka BasicLab ma, jak wszystkie ich kosmetyki, spójny i sensowny skład. To, co tutaj działa, to między innymi kompleks aminokwasów, pobudzających mieszki włosowe do działania, wyciąg z cebuli (spokojnie, bez wpływu na aromat), który odżywia i stymuluje porost włosów, czy kofeina, która wzmacnia cebulki włosowe. To już moje czwarte czy piąte opakowanie i na pewno nie ostatnie.

Kosmetyki z kofeiną: działanie + moi ulubieńcy

 

Cena: około 45 zł / 300 ml, do kupienia np. w Ceneo

COSRX Hydrium Watery Toner

Miałam już napisać, że to bardzo dobry produkt, który polecam i kupię ponownie, ale doszłam do przeglądu cen i widzę, że bardzo korzystna cenowo pojemność – ta, którą miałam ja, czyli 280 ml – jest już w zasadzie niedostępna. Chyba coś jest na amerykańskim Amazonie, ale nie jestem pewna, bo w opisie mowa o pojemności 150 ml, czyli w zasadzie połowie. Ad rem: tonik jest bardzo dobry, łagodzi, nawilża i daje uczucie „napitej” skóry, które ja bardzo lubię (i w zasadzie po to używam toników i esencji). Ale z ręką na sercu, nie kupiłabym go za tę wyższą, obecną cenę.

Cena: 62 zł / 150 ml, do kupienia w Ceneo

Sylveco nagietkowa pianka myjąca

To chyba moje czwarte albo piąte opakowanie, w każdym razie na tyle, na ile pamiętam. Sylveco znam od lat – tak wyszło, że miałam okazję zapoznać się z ich wszystkimi (wtedy, przed pojawieniem się innych marek niż Sylveco w portfolio firmy) kosmetykami. Wiadomo, nie wszystkie pokochałam – są takie, które zwyczajnie nie są dla mnie. Ale pianka nagietkowa, odkąd pamiętam, to mój sprawdzony typ. Kupuję ją regularnie, bo raz na jakiś czas chcę używać czegoś sprawdzonego, co po prostu działa. Bardzo dobry skład, wygodne opakowanie i gęsta, zwarta piana – tak, to mi odpowiada.

Cena: około 20 zł / 150 ml, do kupienia np. w Ceneo

The Body Shop Tea Tree Oczyszczający żel do twarzy

O mojej ulubionej piance do twarzy The Body Shop pisałam w osobnym tekście, ale żelu chyba nigdy nie kupowałam. Ten kupiłam, żeby napełniać mini-opakowanie podróżne, po czym okazało się, że są mini-opakowania do pianek, a to zostało. To raczej nie jest kosmetyk, do którego wrócę, bo z racji wieku wolę używać łagodniejszych preparatów do mycia, ale z uwagi na jego działanie antybakteryjne używałam go do mycia ciała w lecie – i tu się sprawdził. W składzie jest coś, czego nie lubię, czyli denaturowany alkohol, ale 1. to moja osobista preferencja a nie jednoznaczne przeciwwskazanie i 2. nawet gdyby, to jest nisko w składzie, więc wiele go nie ma.

Cena: 56 zł / 250 ml, kupisz w sklepie firmowym

Pianka do twarzy Tea Tree Oil The Body Shop – mój test

Yumi Gruszkowe Wygładzenie Szampon do włosów niesfornych

Marka Yumi raz na jakiś czas przesyła mi nowości. Nie rzucam się na nie, bo staram się wszystko zużyć do końca, dlatego ten szampon dłuższą chwilę czekał na swoją kolej. Od dawna trzymam się jednego szamponu i trochę się bałam, że odmiana mi nie posłuży, ale szampon Yumi nie zawiódł. Bardzo dobrze myje włosy, wygładza ale nie robi przylizu. Pachnie gruszkami – co może być plusem albo minusem.

Cena: 20 zł / 300 ml, do kupienia np. w Ceneo

Projekt denko – niewypały

Na szczęście to mi się rzadko zdarza, bo zwykle rozważnie wybieram kosmetyki. Ale nie zawsze jestem w stanie wywnioskować ze składu czy nawet składu + recenzji w necie, czy faktycznie coś będzie mi odpowiadać. Czasem konsystencja jest nieprzyjemna, czasem zapach mi nie odpowiada. To nie jest obiektywnie zły kosmetyk, po prostu nie ma kosmetyków idealnych, tylko idealnie dobrane.

Atopik – Balance Pianka Oczyszczająca

Bardzo podobało mi się wiele kosmetyków Atopik (jeden opisuję powyżej), ale tej pianki nie dałam rady użyć nawet do ciała. Ma doskonałą, zwartą konsystencję, jest wydajna, na dobry skład, ale zapach jest tak odstręczający, że nie dałam rady. Pianka nie jest perfumowana, jak całość kosmetyków Atopik, zwykle zresztą nie nalegam na perfumowane kosmetyki, ale tutaj zapach (wynikający tylko ze składu) mnie pokonał. Bardzo jestem z siebie niezadowolona, ale jeszcze nie mam pomysłu, co mogę z tą pianką zrobić, żeby jej nie wyrzucać.

Cena: 60 zł / 100 ml, do kupienia w sklepie firmowym.

Dr Biokord Masło Shea

Kupiłam je na próbę, jako jeden z kosmetyków z Ukrainy – tak, żeby się przekonać, co to jest. Nie jestem fanką medycyny alternatywnej, przeciwnie, uważam, że albo medycyna oparta na dowodach, albo nic, ale masło do ciała nie może zaszkodzić. Według opisu na stronie, jest to gęste masło do ciała. Nic bardziej mylnego. Gęste jest masło shea – albo w formie czystej, albo (dla bardziej leniwych, jak ja) w wersji z The Body Shop. Preparat Dr Biokord jest rzadki, to konsystencja w najlepszym przypadku chudej śmietany. Owszem, to też sprawia, że jest bardzo wydajny, bo jeśli nałożyć go choćby odrobinę za dużo, zostawi na skórze smugi, które potem trzeba wcierać przez kwadrans. Ale nie jest to masło do ciała, a takie kosmetyki lubię najbardziej. Zapach jest umiarkowanie przyjemny – dla mnie, bo lekko kwiatowy.

Cena: 39 zł / 250 ml, do kupienia np. w Ukraina Shop.

Mario Badescu Enzyme Cleansing Gel

We wrześniu miałam wyjątkowo nieudane zetknięcia z nowymi (dla mnie) kosmetykami do mycia twarzy. Opisałam już wyżej piankę Atopik, ale żelu Mario Badescu używałam wcześniej niż tej pianki. Przewaga nad pianką Atopik była taka, że dałam radę zużyć ten żel do ciała. Rozumiem, co mogło mi się nie podobać: ten żel się nie pieni. To nietypowe, żele zwykle zawierają substancje spieniające, pianki – tym bardziej. Ale to nie było tylko to. Skład mi się podobał, zapach (lekko apteczny) nie odstraszał, opakowanie było wygodne. Tyle tylko, że po umyciu twarzy tym żelem, niezależnie od tego, czy użyłam go mniej czy więcej, miałam uczucie, jakbym miała na skórze folię. Ciężko, duszno, nieprzyjemnie. Bardzo dobrze wspominam krem Mario Badescu (o nim innym razem), ale tego żelu na pewno nie będę wypatrywać na promocjach (a promocje to mój ulubiony sposób na zakupy).

Cena: 82 zł / 236 ml, do kupienia np. w Ceneo.

Linki w tekście mogą być afiliacyjne. Nie wpływa to na moje opinie.