Od ponad dziesięciu lat piszę o podróbkach – to mój najstarszy blog, który nadal istnieje, bo poza nim był też „Dziwne Szyldy”, który w którymś momencie zarzuciłam. Potem doszło pisanie o przepisach, a kiedy przestałam wydawać serwisy LuxLux i Snobka – Jest Pięknie w poprzedniej formie. W 2014 roku połączyłam trzy blogi w jeden i tak powstało Jest Pięknie w obecnej wersji. Po kilkunastu latach pracy w mediach internetowych nie mam ambicji założenia dużego serwisu, wolę pisać o tym, co mnie w jakiś sposób interesuje. Ale czy da się na tym zarabiać?

Wszystko jest oczywiście kwestią decyzji. Znam blogerki, które z zasady nie umieszczają w swoich blogach żadnych reklam, żadnych artykułów sponsorowanych. Zamiast tego żyją np. z produkcji sesji zdjęciowych czy pisania książek kulinarnych. Ja nie mam takich talentów do fotografii, no i lubię różne dziedziny tzw. lifestyle, więc napisane książki też byłoby wyzwaniem. Poszłam więc inną drogą – w blogu można znaleźć reklamy w postaci bannerów, chociaż nie są to natarczywe, grające i śpiewające kreacje, jakie można znaleźć w portalach. Po prostu – tacy reklamodawcy do mnie nie przyjdą, bo tam liczy się skala, a ja nad ilość przedkładam jakość. Mam jednak świadomość, że ponad 1/4 polskich internautów używa Adblocka, więc nie traktuję bannerów jako jedynego potencjalnego źródła przychodu.

O wiele lepszym sposobem jest korzystanie z linków afiliacyjnych. Od kilku lat korzystam z nich przy pomocy firmy Zanox i wszystkim blogerom bardzo to polecam. Linki afiliacyjne prowadzą do ofert w sklepach internetowych, np. do Zalando czy Sephory. Kiedy piszę o tym, co mam w kosmetyczce, linkuję do tych produktów, bo wychodzę z założenia, że czytająca o nich osoba może być nimi zainteresowana. Jeśli po kliknięciu w link u mnie w blogu ktoś zrobi zakupy w sklepie, dostaję kilkuprocentową prowizję od sprzedaży. Tego rodzaju forma zarabiania na blogu jest nieinwazyjna, nie zmusza do niczego, nie wymaga też ode mnie modlenia się o przysłowiowe kliki.

Trzeci sposób to współpraca z markami. Nie zawsze celem jest wychwalanie pod niebiosa jakiegoś produktu czy usługi – poza tym, dla mnie taka oferta nie byłaby ciekawa czy zyskowna w dłuższej perspektywie. Celem jest raczej sensowne opisanie jakiejś nowości, często w kontekście własnej historii z marką – tak było np. w przypadku uruchomienia przez Estee Lauder sklepu internetowego. Akurat dla mnie to ważna marka, bo mam z nią masę wspomnień jeszcze z dzieciństwa.

Decyzję o tym, żeby w pełni poświęcić się blogowaniu, podjęłam tak naprawdę kilka miesięcy temu. Jest to wypadkowa wielu wydarzeń w moim i moich bliskich życiu – a bycie „na własnym” daje mi większą elastyczność, jak chodzi o czas. Nie mam złudzeń, że zostanę drugą Maffashion, to nie ta tematyka, nie ten wiek (mój) i raczej nie ta umiejętność sprzedania się. Ale lubię pisać o gotowaniu, o moich podróżach, lubię dzielić się moimi poradami, uważam też, że pisanie o podróbkach jest ważne, bo dzięki mnie być może kilka osób mniej wyda swoje ciężko zarobione pieniądze na nieoryginalną torebkę czy perfumy. Wyniki oglądalności wskazują, że liczba osób zainteresowanych moimi tekstami rośnie. Liczę więc, że z czasem będę mogła np. zrobić konkurs z torebkami Michael Kors, które sama ufunduję za zarobione na blogu pieniądze. Wygląda na to, że jestem na dobrej drodze.