SUVy i crossovery są wszędzie. Nie ma marki, która nie miałaby ich w ofercie. Niedawno nagrałam wideo o tym, dlaczego nie warto kupić SUVa i wiele osób zgodziło się ze mną: samochody o tej linii są duże, ciężkie, nie dają wiele w zamian. A gdyby tak zrobić coś naprawdę niedużego? Zapraszam na 10 rzeczy, które trzeba wiedzieć o Volkswagenie T-Cross!

Volkswagen T-Cross test: co to jest?

T-Cross to najmniejszy SUV w ofercie Volkswagena. Jest o 12 centymetrów krótszy od T-Roca, ale dłuższy i wyższy od Polo. Model Polo wspominam tu nieprzypadkowo – jeszcze do niedawna w ofercie marki dostępna była też wersja Polo Cross, czyli miejskie autko o podniesionej linii. T-Cross też wiele dzieli z Polo, chociaż moim zdaniem wygląda mniej nudno. Według producenta, ma być wyjątkowo pakownym samochodem, którym wygodnie może podróżować nawet pięć osób.

Volkswagen T-Cross test: nowoczesny kokpit

Wewnątrz wszystkie Volkswageny wyglądają znajomo, bo wygląd kokpitu jest podobny we wszystkich modelach. Oczywiście, nowy Touareg ma bardziej zaawansowany system inforozrywki, ale tutaj nie można narzekać. Można wybrać T-Crossa z Active Info Display, czyli wyświetlaczem, którego wygląd można dopasować do potrzeb kierowcy.

Jeśli Twój telefon można ładować indukcyjnie, to świetnie. Starsze modele można ładować przez złącze USB. Można ich mieć w samochodzie nawet cztery – nikt nie będzie narzekać na wyczerpaną baterię w telefonie czy tablecie. Z przodu jest też wejście 12 voltów.

Jak zawsze, przyglądam się schowkom. T-Cross ma naprawdę duże schowki w drzwiach – myślę, że tu by się zmieściła litrowa albo i większa butelka. W podłokietniku nie ma dużo miejsca, ale można tam wrzucić klucze czy paczkę chusteczek. Z przodu, przy szybie też jest wgłębienie na drobiazgi. Przed pasażerem kolejny schowek, jak na ten rozmiar samochodu duży. Można też mieć szufladę pod fotelem pasażera.

Volkswagen T-Cross test: dobra widoczność

Problemem wielu crossoverów jest kiepska widoczność. T-Cross do nich nie należy. A to dla mnie jedna z ważniejszych cech samochodu. Jeśli muszę się kręcić na boki, wyglądać na każdą stronę, to nie mam przyjemności z jazdy. Tutaj pod tym względem jest naprawdę dobrze, słupki A nie zasłaniają widoku – a tak się składa, że T-Crossem jeździłam po kompletnie obcych, krętych, wąskich drogach.

Volkswagen T-Cross test: miejsce z tyłu

Na kanapie dwa isofiksy na zewnętrznych siedzeniach, jest też isofix na siedzeniu pasażera z przodu – więc teoretycznie możesz wozić tym samochodem trójkę dzieci. Troje dorosłych z tyłu to raczej pasażerowie na krótki dystans – powiedzmy, do przejechania spod teatru na kolację, ale raczej nie na dłuższą trasę. Ja mam 160 cm wzrostu, ale wszyscy na świecie poza moją mamą są ode mnie wyżsi, więc nie planowałabym tu wieźć trojga moich znajomych nad morze. Dwoje – już prędzej, chociaż do tego wrócę za chwilę. Aha, ważna uwaga – z tyłu nie ma podłokietnika.

Volkswagen T-Cross test: duży bagażnik

T-Cross ma przesuwaną tylną kanapę, dzięki czemu powierzchnia bagażnika może wynosić między 385 a 455 litrów. Tylko że te wyjściowe 385 litrów liczone jest razem z powierzchnią pod podłogą. W Polsce T-Cross dostępny będzie tylko z zestawem naprawczym, żadnych kół dojazdowych. Kanapa jest dzielona w proporcji 60:40, po jej częściowym lub całkowitym złożeniu można tu sporo spakować. Są dwa haczyki na zakupy i uchwyty do zamocowania ekspanderów, bardzo rozsądnie. Niestety, nie ma otwierania i zamykania gestem, ale to nie ta półka.

Volkswagen T-Cross test: mały silnik

Jeśli jeszcze nie sprawdziliście, z jakimi silnikami oferowany jest T-Cross, to teraz się zacznie. Na początku, samochód będzie oferowany tylko z dwoma wariantami silnika litrowego – o mocy 95 lub 115 koni mechanicznych. To nie jest dużo.

Ale spójrzmy na to tak: myślę, że nikt nie zakłada, że to będzie samochód na trasy. Jasne, zaraz w sprzedaży pojawi się wersja z dieslem o pojemności 1 i sześć dziesiątych litra, ale tu o niej nie mówię, bo nią nie jeździłam.

Litrowy, stupiętnastokonny silnik to naprawdę niewiele. Do miasta raczej wystarczy, do jazdy obwodnicą czy autostradą poniekąd też, jeśli samochód nie będzie załadowany po dach. Co za tym idzie, kiedy mówiłam o wożeniu przyjaciół z tyłu – po mieście jak najbardziej, ale na wakacje jedźcie osobno.

Volkswagen T-Cross test: wygodne prowadzenie

T-Cross jest poprawny – nie wybitny, ale nie koszmarny. Nic nie przeszkadza mi w jeździe, nic jej nie utrudnia, jak kiepska widoczność czy niewygodne fotele. Przy okazji – nie ma podparcia odcinka lędźwiowego, ale jeszcze nic mnie nie boli. Wspominam o tym, bo pod moim materiałem o SUVach wielu moich czytelników przyznało się do problemów z kręgosłupem.

Volkswagen T-Cross test: przydatne systemy

Coraz więcej systemów, które kiedyś były elementem wyposażenia najwyższych wersji naprawdę luksusowych modeli, pojawia się w miejskich samochodach. T-Cross seryjnie wyposażony jest w system PreCrash, chroniący pasażerów przed skutkami zderzenia oraz w system monitorowania martwego pola – ten chyba znacie – z asystentem wyjazdu z miejsca parkingowego. To ostatnie to inna nazwa systemu ostrzegania przed ruchem poprzecznym. Aha, jest też kamera cofania dająca obraz o dużej rozdzielczości.

Na Instagramie padło pytanie o to, czy T-Cross wyposażono w adaptacyjne światła LED. Nie do końca. To znaczy, są LEDy z przodu i z tyłu, a światła z przodu mogą automatycznie przełączać się na światła drogie czy mijania. Ta opcja nazywa się Light Assist, w Volkswagenie Golfie można mieć Dynamic Light Assist, czyli coś bardziej zaawansowanego.

Volkswagen T-Cross test: Volkswagen Connect

Jest coś jeszcze. Apka mobilna! Tak, trochę wyśmiewałam się ze specjalnej aplikacji w Volkswagenie up! GTI, ale tutaj nie ma zdublowanego obrotomierza, tylko coś naprawdę przydatnego. Zacznijmy od tego, że aplikacja będzie Cię informować o tym, czy wszystko OK z samochodem. Ciśnienie w oponach, nadchodzące przeglądy, powiadomienia o problemach – wszystko masz w aplikacji. Możesz też prosto z niej zadzwonić do ulubionego serwisu i umówić wizytę. Ale to jest nic.

Jest też historia podróży. Ale przecież wiesz, dokąd jeździsz, prawda? Tak, ale może chcesz wiedzieć, ile dokładnie kosztuje Cię wyjazd nie do najbliższego centrum handlowego, tylko do tego, które wolisz, a jest trochę dalej. Aplikacja policzy cenę paliwa zużytego na podróż, poda dokładną odległość i odtworzy trasę.

Chcesz się nauczyć jeździć bardziej eko, ale nie wiesz, jak? Jeśli uruchomisz tę opcję, system będzie oceniać, jak często i jak mocno przyspieszasz i hamujesz, na którym biegu jedziesz i na tej podstawie pogratuluje dobrych nawyków albo zasugeruje ich zmianę. Jeśli lubisz rywalizację, możesz też porównywać swoje osiągnięcia z innymi kierowcami samochodów marki Volkswagen, którzy korzystają z aplikacji. Może się okazać, że Twoje wyniki spalania na podobnej trasie są o parę procent lepsze niż sąsiada, a na jednym baku robisz dzięki temu dodatkowe kilometry. To klasyczny przykład grywalizacji życia codziennego, o wiele bardziej satysfakcjonujący niż uprawa roślinki na ekranie samochodu.

Patrząc na tę aplikację i słuchając, co ma o niej do powiedzenia zespół odpowiedziany za nią, mam wrażenie, że jest planowany kolejny etap jej rozwoju. Nie zdziwiłabym się, gdyby docelowo dobre wyniki z aplikacji mogły się przełożyć np. na zniżki na ubezpieczenie czy darmowego hot doga na Twojej ulubionej stacji. I prawdę mówiąc, nie czułabym się z tym źle. No, może wolałabym falafel niż hot doga.

Volkswagen T-Cross test: podsumowanie

Mimo całej tej muskularnej sylwetki, T-Cross to zwierzę miejskie. Oferowany jest tylko z napędem na przednią oś – i nie ma planów wprowadzenia wersji z napędem na wszystkie koła. Jeśli chcesz taplać się w błocie, polecam Suzuki Jimny. Tutaj celem jest komfortowe poruszanie się na stałej trasie dom-praca-szkoła-zakupy. Temu służy dobra widoczność, szeroko otwierające się drzwi, duży bagażnik i systemy bezpieczeństwa. To może być samochód dla rodziny 2+2, o ile nie planujecie corocznych wypadów w Alpy i do Chorwacji. Chyba, że samolotem.