Prora była najważniejszym elementem mojego planu wakacyjnego. Wokół niej zaplanowałam wszystko inne. Czy warto pojechać tam na wakacje?

Sama Prora chwilowo średnio nadaje się na wakacyjny adres – trwa tam remont. Ale od początku. Prora powstała w latach 30. XX wieku jako ośrodek wypoczynkowy – nie została jednak ukończona, bo zaczęła się wojna. Po wojnie część budynku wykorzystano na koszary – w latach 70. XX wieku był tam służbowo mój tata. Wspominał, że budynki są ogromne, ale nie wszystkie są ukończone, nie wszystkie dostępne – i mniej więcej tego się spodziewałam.

Okazało się jednak, że Prora się zmienia – na lepsze, moim zdaniem. Część budynków jest w trakcie remontu – powstają tam mieszkania, docelowo ma też być hotel. W niektórych nic się nie dzieje, a co najmniej jeden jest czymś w rodzaju squatu. Mnie się włączyła praworządność, ale Marek zrobił sobie spacer i mówi, że wewnątrz nie wygląda to źle. Całkowicie legalnie zwiedziliśmy za to apartament pokazowy – widać go na zdjęciach. Zamiast jednego pokoju i łazienki po przeciwnej stronie korytarza, jak to miało wyglądać w pierwotnych planach, mamy mieszkania dwu- lub trzypokojowe, a także dwupoziomowe apartamenty. Nowocześnie, neutralnie, ale z detalami wskazującymi na to, że to nie jest generyczny blok gdzieś tam – spójrzcie na zdjęcia sufitu.

Architektura nadal zapiera dech w piersiach. Ogromne, monumentalne budynki nic nie tracą po tych 80 latach od powstania. Co najlepsze – nowa Prora będzie wyglądać podobnie, tylko zamiast beżu, elewacja będzie biała z ciemnymi oknami. Powstaną też planowane pierwotnie baseny, rozbuduje się infrastruktura typu restauracje. Na razie na tyłach są już piętrowe garaże dla mieszkańców, razem z z komórkami lokatorskimi oraz schowkami na rowery.

Ale co mi się spodobało najbardziej, to fakt, że na terenie dopiero powstającego osiedla są co najmniej 4 punkty gastronomiczne. Jeden bardziej z lodami, drugi z ciastami, piwem oraz wszechobecnymi kanapkami z rybą, jeden jeszcze inny, no i oczywiście kebab & wurst. Dzięki temu zwiedzanie jest o wiele bardziej przyjemne.

Po zwiedzaniu, wróciliśmy do pensjonatu. Planowaliśmy zjeść coś gdzie indziej, ale byliśmy zmęczeni po tak długiej wycieczce (12 km w tę i z powrotem, nie licząc samego zwiedzania okolic), więc po raz kolejny udaliśmy się do Oma’s Kueche. Tym razem było białe wino, niemieckie – bardzo dobre, dla mnie sałata z krewetkami, a dla Marka – śledzie i pieczone ziemniaki. Smaczne, niewyszukane jedzenie – takie, jak chciałam. Śledzie nawet lepsze niż sałata, chociaż krewetki wielkie i b. smaczne.

Generic 732x200 1