Lubię dobre jedzenie. I lubię jedzenie różnorodne. Dlatego wybrałam się na Zlot Food trucków nad Wisłę. Co z tego wynikło?

Food trucki to jedzenie uliczne – niewyszukane, podane raczej w kawałku papieru niż na talerzu (a jeśli, to na kartonowym), ale mające stanowić zdrowszą, ciekawszą alternatywę dla fastfoodowej masówki. Od kilku lat Polska kocha burgery we wszystkich wersjach, triumfalnie wróciły też kiełbaski zwane z niemiecka wurstami, zapiekanki, jest też kilka miejsc, gdzie można zjeść tex-mex. Food trucki w tygodniu stoją przy biurowcach i uczelniach, w weekendy przenoszą się pod kluby. Zlot food trucków to świetna okazja przetestować kilka naraz, spacerując dookoła i wybierając to, co dobrze wygląda.

Danie nr 1 – japadog, czyli kiełbaska w bułce, a do tego kimchi i sos, moim zdaniem najzwyklejszy majonez. Najlepsze danie ze wszystkiego, bo i bułka jędrna i nieduża, i kiełbaska porządna, chociaż nie wiem, po co ten majonez, a pocięta kapusta pekińska w lekko pikantnym sosie pomidorowym to nie kimchi.

Danie nr 2 – ziemniak twister. Wyglądał świetnie, smakował też dobrze, chociaż czas oczekiwania (około 20 minut) i konieczność obserwowania awantury w trucku trochę zmniejszyły przyjemność.

Danie nr 3 – pizza, hawajska i peperoni. Jak się okazało, pizza jest przyrządzana gdzieś indziej i na miejscu są tylko popakowane w karton gotowe kawałki. Pizza gumowa, wstrętna. Wylądowała w koszu. Pizza z sieciówki następnego dnia smakuje o wiele lepiej.

Danie nr 4 – frytki. Równie wstrętne co pizza, smażone na starym oleju, cuchnące nim na kilometr. To tez wylądowało w koszu.

Danie nr 5 – burger. Z konfiturą z czerwonej cebuli, ale co z tego, jeśli 2/3 dania to monstrualna buła? Poza tym, mięso najgorszego sortu, jeśli trzeba sobie potem dłubać w zębach i wyjmować resztki.

Danie nr 6 – kanapka Reuben. Zgadza się bułka, kapusta kiszona, ser, ale sos był niestety gotowcem, a mięso, w założeniu pastrami, było o wiele za tłuste i pełne żył. Ugryzienie go, a nie wyszarpanie z kanapki, wymagało dużej cierpliwości.

Półtorej godziny spędzonej na wybieraniu jedzenia poskutkowało wydaniem prawie 100 zł na dania, które w większości przypadków rozczarowywały. To jedzenie niczym nie różni się od fast food – czy raczej właśnie się różni, bo w przypadku sieciowych barów szybkiej obsługi mam pewność, że mój burger i frytki zawsze będą smakować tak samo. OK, być może nie mam do wyboru tylu wariantów burgera ani tylu sosów do frytek do wyboru, ale nie dostaję też frytek cuchnących starym olejem. Jeśli w daniu za 18 zł trzeba chodzić na takie skróty, żeby używać marnej jakości mięsa i oleju sprzed trzech dni, to znaczy, że biznes się nie spina i lepiej go porzucić, bo nic dobrego z tego nie wyjdzie.

Ja za food trucki dziękuję. Na burgera mogę jechać – do restauracji (od zawsze polecam Prostą Historię na Francuskiej w Warszawie), a jeśli będę miała ochotę na przemyślane połączenia i nietypowe smaki, to przygotuję to danie sama.

japadog
japadog
ziemniak twister
ziemniak twister
pizza
pizza
kanapka reuben
kanapka reuben