Jeśli zobaczysz cokolwiek z tego na aukcjach jakiejś osoby, zastanów się, skąd pochodzi reszta oferty.

O ile mi wiadomo, żadna z tych marek nigdy nie produkowała kolorówki. Pomijam już tusz „marki” Angel – to linia zapachowa, a nie osobny brand.

Linia kosmetyków „j’adore” zachwyca mnie od lat. I, do licha, ktoś to musi kupować.

Czego jak czego, ale takiej wersji nie było. 

Benefit w kszałcie znanym z Givenchy sprzed lat. Taaa, jasne.

I kolejny evergreen, kosmetyki Boss. Opakowanie kojarzy mi się z którymś tuszem Estee Lauder sprzed lat. 

To jest paleta do makijażu Dove. Ze złotymi gołębiami. 

Nina Riggi..?

I rzecz, która mnie chyba najbardziej zmroziła. Niby wszystko OK, bo był taki produkt, były też pewnie i próbki. Ale rodzaj skóry po niemiecku to „Hauttyp” a nie „Hanntyp”. Wygląda na to, że próbki, mini-opakowania też mogą być podrabiane, chociaż nie wiem jak to się opłaca.