Tegoroczna kolekcja świąteczna Sephora to masa dobrych pomysłów na prezenty, większe i mniejsze. Dziś o tych większych. Wszystko, co wybrałam, sama chciałabym znaleźć pod choinką. A jedną z tych rzeczy już kupiłam!

Ilekroć słyszę, że ktoś kwestionuje zasadność używania kremów pod oczy (bo „to samo jest w kremie do twarzy, a krem pod oczy jest po prostu droższy”), przewracam oczami. Oczywiście, są problemy, na które krem pod oczy NIE pomoże, bo nie pomoże nic poza ingerencją chirurgiczną, ale co do zasady, warto mieć kilka preparatów pod oczy i rotować je zależnie od potrzeb. Od zawsze lubiłam gęste, masełkowe kremy pod oczy, bo skóra pod oczami jest cienka, delikatna, łatwo ją przesuszyć, łatwo zaszkodzić. Na noc warto nałożyć odpowiednią ilość (nie, dwa razy więcej nie jest dwa razy lepiej) gęstego, odżywczego kremu. Co do maski na oczy – ostrożnie, bo nadmiernie przylegająca do skóry może poskutkować gradówką. Mówię z doświadczenia.

Zanim krem pod oczy, trzeba twarz zmyć po całym dniu. Bo, jak pisałam w jakimś innym artykule o urodzie, najlepsze kosmetyki niewiele zrobią na brudnej skórze. Sorry, nie ma na to innego słowa, bo po całym dniu mamy na twarzy wiele rzeczy, które nam mogą zaszkodzić. Nie jakoś strasznie-strasznie, ale masz ochotę sprawdzać? Ja też nie, dlatego mimo że się nie maluję, zawsze zmywam skórę dwuetapowo. Czasem używam do tego emulsji czy masła do demakijażu, czasem dwa razy pianki, ale zawsze pilnuję wieczornego nawilżenia.

Poza kosmetykami z SPF, których mam w ciągłej rotacji chyba z 5, mam też masę preparatów nawilżających. Dobre, nawilżające serum do twarzy to skarb – przy czym nie ma obiektywnie jednego, najlepszego. Jedni lubią, żeby pachniało, innym nawet odrobina składników zapachowych zwyczajnie szkodzi na skórę. Jedni lubią leciutkie mgiełki, inni szukają gęstego, wręcz żelowego serum.

Z rozrzewnieniem wspominam czasy, kiedy miałam jedne perfumy i wystarczało. Nie, to nieprawda, nawet w liceum miałam kilka butelek różnych perfum (w tym Chique Yardleya, którym mordowałam pół szkoły, bo już wtedy hojnie nakładałam na siebie zapachy). Teraz też mam kilka bardzo różnych zapachów – niektóre typowo wieczorowe, jesienno-zimowe, inne tak lekkie, że przechodzę przez sporą butelkę w błyskawicznym tempie.

Moim stałym zwyczajem jest niedzielny poranek dla urody. Zwykle wtedy nie nagrywamy (jeśli tak się zdarzy, poranek dla urody przenoszę na inny dzień), więc mogę nałożyć maskę na włosy, a potem zastanowić się, czego potrzebują moja twarz, szyja i dekolt. Tak, nie mam problemu z tym, że mam otwarte 3 czy 4 maski do twarzy i używam ich to tu, to tam.

Z kolei kremów z SPF używam codziennie i od czoła po dekolt (włącznie). Pilnuję uszu, pilnuję podgardla, bo często się o tym zapomina, a naprawdę nie ma sensu utrudniać sobie życia ewentualnymi problemami skórnymi, jeśli można im łatwo zapobiec. Z listy rzeczy, które chętnie bym dostała, kupiłam właśnie SPF Clinique – więcej w moim (nadal powstającym) przeglądzie SPF, ale powiem tak: dawno nie zachwyciłam się jakimś kremem SPF tak bardzo, jak tym.

1. dr jart krem pod oczy ceramidin
2. eisenberg zestaw do wieczornego demakijażu
3. glow recipe serum z opuncją figową
4. tom ford oud voyager
5. le monde gourmand sel ocean
6. beauty of joseon maska ryżowo-miodowa
7. rituals kalendarz adwentowy
8. clinique ddml spf 50+

Linki w tekście mogą być afiliacyjne. Nie wpływa to na moje opinie.

Och, cześć 👋
Miło cię poznać.

Zarejestruj się, aby regularnie otrzymywać ciekawe treści w swojej skrzynce odbiorczej.

Nie spamuję! Przeczytaj politykę prywatności, aby uzyskać więcej informacji.