Kiedy pierwszy raz usłyszałam o tym miejscu, nazwa skojarzyła mi się z “kaszrut”, czyli koszernością. Niesłusznie, bo Kaskrut to spolszczone francuskie słowo “casse-croute”, przekąska. 
 
 
Nie samymi przekąskami jednak nakarmią nas w Kaskrut. Karta jest krótka, ale znajdziemy w niej i przekąski w formie kanapek, i zupy / sałaty, i dania główne, i desery. Wszystko w trzech, góra czterech wariantach, przygotowywane na bieżąco. Co więcej, karta zmienia się co 2 tygodnie, więc jeśli jakieś połączenie smakowe brzmi szczególnie zachęcająco, to nie ma na co czekać, bo szybko zniknie z karty. 
 
Kiedy przyszłam do Kaskrut około piątej po południu, byłam jedynym gościem i trochę mnie to zmartwiło – w końcu to nowe miejsce, istniejące niecałe 2 miesiące, więc jeśli nie cieszy się popularnością, to może coś jest nie tak? Szybko się jednak okazało, że po prostu trafiłam na taki moment, bo klienci zaczęli się zjawiać jeden po drugim. Brak osobnych stolików i konieczność usadowienia się obok lub naprzeciwko obcej osoby to koncept już trochę w Polsce znany, ale jeszcze nieczęsto widywany. Tutaj sprzyjał rozmowom i zerkaniu na zamówione przez innych potrawy. 
 
Spróbowałyśmy z Kasią dwóch potraw – kanapek. Ja zdecydowałam się na wersję z indykiem, ziemniakami dauphinois i omletem, Kasia wzięła kanapkę z pstrągiem, tapenadą i sałatą. Obydwie byłyśmy bardzo zadowolone z naszych wyborów. Jedna taka kanapka to całkowicie sycący posiłek, ale i tak wrócę do Kaskrut na dania główne; podobno kiedyś pojawią się przegrzebki z kaszanką, a czegoś takiego nie mogę sobie odmówić. Liczę, że do tego czasu Kaskrut uzyska też licencję na sprzedaż alkoholu. Na razie można przyjść z własną butelką. 
 
Poznańska 5, Warszawa
tel. 22 622 54 38
można płacić kartą
ceny do 30 zł / danie