Podlasie to miejsce, do którego zawsze wracam z przyjemnością. Zjeździliśmy je wzdłuż i wszerz, bo jest tam ładnie i spokojnie. Na tyle, że rozważaliśmy kupienie tam siedliska. W końcu poszło inaczej, ale podlaskie wsie dalej są urokliwe.

Podlasie to duży obszar. Tym razem wyruszyliśmy z Białowieży w kierunku na Mielnik, Tokary, Grabarkę. Tę okolicę znamy najlepiej – chyba nie ma wsi, w której byśmy nie oglądali domu na sprzedaż. Mielnik to miasto w tej okolicy – położone nad Bugiem, z pięknymi widokami. Kilka lat temu, niewiele się tam działo, ale teraz odnowiono kino, działają gospodarstwa agroturystyczne, jest kilka restauracji. Polecam, jeśli szukasz kierunku w miarę niedaleko od Warszawy, ale w zupełnie innym klimacie niż mazowieckie dworki.

Kolejnym punktem na naszej trasie były Tokary – malutka wieś pod samą granicą z Białorusią. Pośrodku lasu, tuż przy granicy, stoi niewielka cerkiew. Nie zaglądam do środka, ale bardzo lubię to miejsce, bo kompletnie nic się tam nie dzieje. Miło czasem posłuchać ciszy. Przy okazji, te okolice opisane zostały przez Kasię Bondę w książce „Sprawa Niny Frank”. Poza tym, że to w ogóle dobra książka, czytało mi się ją jeszcze lepiej dzięki temu, że znałam okolice i mogłam dokładnie sobie wyobrazić sceny z książki. Nie znasz książek Bondy? Błąd. Napraw go jak najszybciej.

Pojechaliśmy też do Grabarki, gdzie weszliśmy na wzgórze. To miejsce wyjątkowe dla wyznawców prawosławia – ja nie mam może skojarzeń religijnych, ale byłam tu wiele razy, lubię to miejsce, bo jak na obiekt kultu, jest wyjątkowo spokojne.

Jeszcze w drodze do Białowieży, przypadkowo znalazłam informację o fermie alpak w pobliżu. No, w pobliżu jak w pobliżu, bo ferma znajduje się już na drodze do Warszawy, ale nie mogłam sobie takiej okazji odmówić. Upewniłam się telefonicznie, że można tak po prostu przyjechać. Można. Przemiły właściciel opowiedział nam o alpakach (jedzą siano, marchewkę, plują tylko jeśli są zdenerwowane), dał nam je pogłaskać (alpakom bardzo smakował żel antybakteryjny do rąk) i wyjaśnił, że minimum to 3 sztuki, bo jednej będzie smutno, a dwie będą ze sobą rywalizować. Cały czas rozważam, czy nie zacząć hodowli w Warszawie.

Kiedy wreszcie dojechaliśmy do domu, byłam trochę zmęczona, trochę nadal „w trasie” – w ciągu kilku dni byliśmy w tylu miejscach, tyle zobaczyliśmy. Przejechaliśmy ponad 2000 km, Mazda2 okazała się samochodem na każdą pogodę i każde warunki, zmieściła 4 dorosłe osoby i zadałam nią szyku na patelniach walimskich. To były udane jesienne wakacje.

 

Dziękujemy firmie Mazda Motor Poland za umożliwienie tej wycieczki.