Lakiery Chanel to masa odcieni, w tym wiele limitowanych, które rozchodzą się jak ciepłe bułeczki natychmiast po pojawieniu się na rynku. Butelki lakierów Chanel są moim zdaniem jednymi z najładniejszych. O odcieniach, jako osoba mająca naprzemiennie frencha albo naturalny odcień różo-beżu, nie mam co się wypowiadać, ale polecam lekturę wpisu w blogu BeautyIcon o najnowszej, letniej kolekcji.

Ad rem. Jak wygląda oryginalny lakier Chanel?

Oryginał ma z przodu takie oto napisy. Każdy numer lakieru ma też swoją indywidualną nazwę. Nie ma dodatkowych logo ze złożonych C, jest tylko napis „Chanel”.

Tył butelki z lakierem wygląda tak:

Napisy są zawsze takie same. Zwróćcie uwagę na to, że czcionka jest wyraźna, dobrze nadrukowana, jednorodna. Żadnych udziwnień.

Na spodzie butelki są napisy „Chanel” – po jednym na każdej ściance. Na spodzie nie ma żadnych naklejek, jest za to kod składający się z 4 cyfr. BTW – wygląda na to, że ten tutaj lakier został wyprodukowany w marcu 2010, więc nie powinien już być używany.

Jedyne miejsce, gdzie pojawia się logo z nachodzącymi na siebie literami C, to nasadka na nakrętkę:

Właśnie – nasadka. Jak słusznie zauważyła Agnieszka, nasadkę należy zdjąć z właściwej nakrętki przez rozpoczęciem malowania, inaczej nakrętka właściwa wypadnie z nasadki i można zrobić bubu na stoliku. Jak to wygląda, można zobaczyć na blogu Lipglossiping albo na SwatchandLearn. Z czasem zdarza się, że nasadka pęka, szczególnie jeśli mocno ją dociskać.

To teraz, dla porównania, zdjęcie czarownej podróbki prosto ze sklepu internetowego z pewnym męskim imieniem w nazwie:

Kształt się zgadza, ale napisy z przodu nie, nie ma też logo na nasadce. Poza tym, kamon, w tym samym sklepie można kupić okulary Prada za 20 zł.

Aczkolwiek muszę przyznać, że tego rodzaju wynalazki widuję rzadko. Nie opłaca się podrabiać akurat lakierów Chanel?