W tym roku mija 15 lat, odkąd wprowadziliśmy się z Markiem do naszego domu. Już przedtem mieszkaliśmy razem, gotowaliśmy sporo, ale korzystaliśmy z garnków i zastawy w tzw. starym domu, czyli domu rodziców Marka (nie było ich wtedy w Polsce). Po doświadczeniach z domu rodzinnego i domu rodziców Marka nabrałam przekonania, że nie chcę kuchni gazowej w naszym domu. Kuchenka indukcyjna była w zasadzie jedyną sensowną alternatywą, chociaż wtedy było to coś drogiego i w zasadzie nieznanego szerzej. Internet też wyglądał inaczej, więc w moich wyborach zakupowych nie miałam takiego wsparcia danych z sieci, jakimi dysponuję teraz, no i co tu dużo mówić, byłam o te 15 (w zasadzie więcej, kiedy remont się zaczynał i podejmowaliśmy decyzje) lat mniej doświadczona. Czyli głupsza.

Komplet garnków, które wtedy kupiłam, kosztował ponad 4000 zł, co było znacznie większą kwotą wtedy niż teraz. Gotowanie na indukcji było bardzo satysfakcjonujące – szybko, bezpiecznie, bez zapachu gazu, bez przypalania sosu na płycie kuchenki. Mój pierwszy wybór garnków okazał się nietrafiony, ale po kilku mało przyjemnych rozmowach z dystrybutorem tamtej marki wysłałam bardzo skuteczne pismo do producenta i reklamacja została uznana.

Wtedy też znalazłam (w moim ulubionym sklepie Irmar, na Świętokrzyskiej w Warszawie) o wiele tańsze garnki na indukcję, ładne i trwałe – przez kilkanaście lat wymieniłam jeden czy drugi element, ale to nieuniknione przy codziennym, regularnym gotowaniu. Teraz stoję przed podobnym wyborem, bo spora część moich garnków i patelni wymaga wymiany na świeże – i postanowiłam spisać moje rozważania, metody i rozterki ku wspólnemu dobru. Na początek pytanie fundamentalne:

Jakie garnki kupić?

Na początek zastanów się nad dwoma rzeczami: ile pieniędzy możesz wydać i czego potrzebujesz. Zrób listę, przejrzyj ofertę sklepów, nawet po to, żeby wiedzieć, co i za ile można kupić, spytaj znajomych, co się u nich sprawdziło – a nawet, co bardziej istotne, co odradzają.

Koniecznie zastanów się, czego używasz teraz. Codziennie smażysz omlet i potrzebujesz dużej patelni? A może potrzebna Ci mała patelnia, którą można wstawić do piekarnika, bo lubisz szakszukę? Gotujesz dla jednej osoby i niewielki rondelek wystarczy? A może wcale nie, bo wolisz ugotować więcej i zamrozić? Ile garnków i patelni używasz naraz?

Czy trzeba kupić od razu cały zestaw garnków?

To zależy od czynników, które opisałam powyżej. Jeśli masz więcej pieniędzy i miejsca w kuchni, to jasne, czemu nie. Zestaw garnków zwykle adresuje większość potrzeb związanych z gotowaniem, ale nie wszystkie. Może się okazać, że potrzebujesz dodatkowej, głębszej patelni, mini-garnka czy rondelka do gotowania jajek albo ogromnego garnka, który nadaje się też do piekarnika.

Z mojego doświadczenia: zestaw garnków to dobry początek, jeśli wiesz, że sporo gotujesz w domu. Potem dobierzesz resztę.

Jakie garnki są najlepsze?

Jak z większością rzeczy, uważam, że najlepsze garnki to te, na które Cię stać bez wyrzeczeń i które nie wyglądają w sposób, którego nie akceptujesz.

Pierwsza część porady jest jednoznaczna – uważam, że branie kredytu na garnki to nieporozumienie. Podobnie jak płacenie za nie kartą kredytową, jeśli wiesz, że przychody nie bilansują tego zakupu. Nie namawiam do płacenia gotówką, bo to też nie zawsze ma uzasadnienie (np. ja zwykle mam przy sobie może ze 20 zł w gotówce, nie więcej), ale zachęcam do znalezienia garnków na swoją kieszeń. Na przykład garnki i patelnie firmy Elo czy GSW, których używam od ponad 10 lat, są bardzo przystępne cenowo – zestaw można kupić za około 700 zł. A nie ma obowiązku kupowania od razu całego zestawu, o czym za chwilę.

Druga część mojej porady to już subiektywne odczucia estetyczne. Ja na przykład nie znoszę garnków w kolorze srebrzystym, bo zawsze robią się na nich zacieki, niezależnie od tego, jak bardzo będę je wycierać. To nie ma nic wspólnego z ich jakością, bo mam dwa garnki Fissler, których używałam kiedyś głównie do gotowania mięsa na pasztet (z uwagi na rozmiar – jeden mieści 5 litrów, drugi – siedem). Są świetne, doskonale się nagrzewają, są wygodne, ale są srebrzyste i to dla mnie minus.

Dochodzą też różne kształty garnków – niektórzy wolą garnki bardziej retro, o zaokrąglonych kształtach, lekko pękate, inni preferują minimalistyczne modele, jeszcze inni celują w francuską estetykę Le Creuset. Tu nie ma lepszych czy gorszych wyborów, bo to twój dom, Twoja kuchnia, Twoje garnki – i to Tobie ma się podobać.

Jakie garnki są najzdrowsze?

To pytanie, które przewija się w internecie, ale mam wrażenie, że nie ma wiele sensu. Każdy produkt dopuszczony do obrotu na rynku jest bezpieczny. Garnki z outletów też nie są gorszej jakości – czasem to po prostu starsza kolekcja, która w sklepach musiała ustąpić miejsca nowej.

Jeśli cokolwiek, to bardziej obawiałabym się garnków kupowanych nie wiadomo skąd – jakieś internetowe sklepy-efemerydy, egzotyczne platformy zakupowe mogą oferować coś, co nie zostałoby dopuszczone do sprzedaży w Polsce.

Ach, no i podróbki. O ile pewnie garnków jakiejś niedrogiej marki nikt nie będzie podrabiać, to widziałam podróbki Le Creuset – i nic dziwnego, bo garnek kosztujący od wysokich kilkuset złotych w górę to okazja dla handlarzy podróbkami. To dla mnie podobny poziom ryzyka, co podrabiane kosmetyki – nie wiesz, z czego to zostało zrobione, jak ani czy w ogóle będzie działać. Od tego trzymaj się z daleka.

Jakie garnki na indukcję?

Kiedyś był to duży problem – pamiętam, że te 15 lat temu wybierałam w zasadzie między tańszymi garnkami z IKEA (ale były tylko srebrzyste) albo droższymi, do kupienia w sklepie z akcesoriami do kuchni. Ktoś mi też wtedy mówił, że w zasadzie garnki emaliowane też są OK na indukcję, ale nie mogłam tego jednoznacznie potwierdzić u producenta, a nie chciałam ryzykować, że uszkodzę płytę indukcyjną.

Teraz, jak sprawdziłam, garnki Emalia Olkusz, znanej polskiej firmy produkującej naczynia emaliowane, są opisane jako odpowiednie do kuchenek indukcyjnych. Jest masa wzorów do wyboru – zarówno neutralne, które pamiętamy z kuchni mam czy babć, jak i malowane w jabłka, papryki, a nawet lawendę. Do domu w stylu prowansalskim będą pasować doskonale.

Chyba największym kłopotem na kuchni indukcyjnej jest wok. Nie dlatego, że ich nie ma, bo są – ale kształt woka zakłada, że będzie stawiany na palniku, który może ogrzewać wok nie tylko od spodu, ale też po bokach. O ile na kuchni gazowej nie ma z tym problemu, bo tradycyjna kuchenka gazowa właśnie tak działa, to na indukcji jest to trudniejsze.

Ale to nie znaczy, że nie ma patelni typu wok na indukcję – bo są. Ale o tym opowiem w osobnym tekście, bo jest tu sporo aspektów do omówienia.

Polecam też:

Kuchnia gazowa, elektryczna, indukcyjna: co wybrałam i dlaczego

Jakich garnków używam?