Za parę dni Walentynki. Dla jednych wymarzone święto, dla innych – zwycięstwo korporacyjnych pomysłów nad prawdziwymi odruchami serca. Nie dyskutuję, jak z Walentynkami naprawdę jest – jeśli ich nie obchodzisz, to też dobrze. Ale może mój poradnik przyda Ci się, kiedy będziesz organizować romantyczną kolację dla ukochanej osoby, niezależnie od daty.

Kolacja walentynkowa: co ugotować?

Wszyscy wiedzą, że najbardziej romantyczne potrawy to owoce morza, ostrygi, a potem czekolada. Mogą być też truskawki. Ale jeśli mieszkasz w Polsce, to o tej porze roku truskawki raczej wyglądają niż smakują, a owoce morza nie wszyscy muszą lubić. Albo umieć przyrządzić. Nie spinaj się i nie zmuszaj do gotowania czegoś, co tak naprawdę ma tylko dobrze wyglądać na zdjęciu na Instagramie. Kolacja walentynkowa (czy kolacja z ukochaną osobą w inny dzień) to okazja do wyrażenia uczuć, a nie zbierania serduszek. Jeśli najbardziej na świecie lubicie makaron z domowym sosem, to właśnie to podaj. Pizza na grubym? Ależ proszę. Nie wciskaj się w głupie schematy.

Kolacja walentynkowa: ile dań podać?

Danie główne, prosta sałata i deser z dobrej cukierni (sprawdzonej!) wystarczą, chyba że na co dzień jesteś szefową kuchni w dużej restauracji i przygotowanie pięciodaniowej kolacji to dla Ciebie pikuś. Jeśli spędzisz cały dzień, stojąc w kuchni i gotując, wieczorem największą ochotę będziesz mieć na sen, a nie kolację. No i pamiętaj – nie ma nic złego w tym, że kolację przygotujesz wcześniej, a o odpowiedniej godzinie tylko podgrzejesz. To nie jest Master Chef, ma być przyjemnie.

Kolacja walentynkowa: co z alkoholem?

Nie kupuj ani najdroższego wina, ani szampana za 500 zł – chyba, że znasz właśnie te produkty i wiesz, że będą smakować Wam obojgu. Wybierz raczej coś, co znasz i co jest w jakiś sposób szczególne. Ja pewnie pojechałabym do Mielżyńskiego po kanadyjskie białe wino. Nie lubisz wina, a po szampanie masz wzdęcia? Nie ma sprawy, podaj sok, colę, cokolwiek oboje lubicie.

Kolacja walentynkowa: wyjątkowy nastrój

We wszystkich filmach romantycznych dziejących się dookoła Walentynek główna bohaterka stara się przystroić odpowiednio mieszkanie. Proponuję z tym nie przesadzać. Nadmiar różowych czy czerwonych serduszek, amorków i tym podobnych ozdób nie wygląda dobrze. Świece są piękne, nadają nastroju i sprawiają, że każdy, nawet zmęczony, wygląda w ich świetle dobrze – ale jeśli nie palisz ich na co dzień i nie masz sprawdzonych, bezpiecznych miejsc na nie, a Twój zwierzak nie jest z nimi zaznajomiony, to tego też bym unikała. Już lepsze są te niby-świece LED, które wyglądają prawie jak prawdziwe, a nie podpalą Ci mieszkania.

Miałam o tym nie pisać, ale to też element walentynkowej tradycji: seksowna bielizna. Nie mam nic przeciwko niej, może być dowolnie skąpa, złożona choćby z samych paseczków – ale błagam, ponoś ją chociaż jeden wieczór ZANIM założysz ją na kolację walentynkową. Mało co tak psuje humor, jak uwierające majtki albo stanik.

Podsumowując: nie rób niczego, co jest wbrew Waszym nawykom, nie staraj się dorównać zdjęciom z magazynów i Instagrama, a jeśli Twoją Walentynką jest kot, to kochaj tego kota.