Uwielbiam próbki. Nie ogólnie wszystkie, ale te, które wybieram przy zakupach, o które proszę (nie znoszę perfum Jimmy Choo, a w każdej Sephorze mają chyba wagon próbek tej marki!), które dostaję jako prezenty w ulubionym salonie kosmetycznym. Ale z ręką na sercu, co z nimi robić?

Jeśli masz podobne nawyki, jak ja, to pewnie też masz masę próbek. Nie tylko tych jednorazowych saszetek z odrobiną kremu, która wystarczy mniej więcej na pół policzka, ale też tubek, małych buteleczek, uroczych malutkich mydełek. Są śliczne, bo małe, takie wdzięczne, no i skoro już były w hotelu, to czemu ich nie zabrać? W ogóle tego nie wyśmiewam, bo ostatnio przywiozłam z Barcelony mini-opakowanie żelu do mycia twarzy i dwie tubki balsamu do ciała. Co z nimi zrobię? O tym za chwilę. Najpierw opowiem, co zrobiłam z wszystkimi próbkami, jakie miałam.

Najpierw pozbierałam je wszystkie po łazience, szafie w przedpokoju i innych miejscach i zgromadziłam na jednej stercie. Następnie zabrałam się za porządki. Każde mini-opakowanie produktu do twarzy (takie zamykane, wielorazowe) oglądałam i jeśli było już otwierane, wyrzucałam do śmietnika. Nie pamiętam, kiedy czego używałam, a nie ma sensu używać przeterminowanych kosmetyków. Jak chodzi o kosmetyki do ciała czy włosów, nie byłam już tak skrupulatna – poza tym, tych do włosów miałam raptem kilka używanych. Wrzuciłam je do jednej torebki foliowej.

Do drugiej torebki wrzuciłam nowe kosmetyki do twarzy, bez rozdzielania na pod-działy. W trzeciej torbie znalazły się wszystkie nowe kosmetyki do włosów – mam ich ogromny zapas! W pudełku mam mini-perfumy; taka fiolka wystarcza na 2-3 razy, więc jest w sam raz na krótki wyjazd.

W ostatniej torbie znalazły się wszystkie próbki kosmetyków, których nie potrzebuję. Trochę kolorówki (nie wiem, po co mi miniaturki tuszu do rzęs, nie używam go wcale), jakieś kosmetyki nie do mojej cery (problemy z trądzikiem, mam nadzieję, są już na dobre za mną), perfumy, których nie znoszę (widocznie raz czy drugi byłam mało asertywna na zakupach). Trafiły na bazarek charytatywny w grupie Jest Pięknie – dyskusje. Jeśli jeszcze Cię tam nie ma, zapraszam! Wiele stowarzyszeń opiekujących się zwierzakami organizuje tzw. bazarki – licytujesz jakiś produkt czy zestaw produktów, a cena, jaką godzisz się zapłacić, idzie na opiekę nad zwierzętami, kupno karmy czy opłacenie weterynarza.

Ostatni pomysł, jaki mam: zaplanuj, kiedy czego użyjesz i rób to. W końcu po to są próbki, prawda? Ponoś te perfumy, zanim kupisz butelkę i okaże się, że na kartoniku pachną idealnie, ale na Tobie nieznośnie. Wypróbuj bardzo-drogą-maseczkę, zanim wydasz na nią pieniądze i rzucisz w kąt, bo pachnie koszmarnie. Wiadomo, nie ocenisz, czy krem działa, po jednej czy dwóch aplikacjach, ale sprawdzisz, czy współpracuje z Twoim podkładem, czy nie ma irytującego zapachu, czy Cię nie uczula.

W podróż bierz ze sobą tylko kosmetyki, które znasz. Znam i uwielbiam kosmetyki Bliss, więc mini-opakowania z hotelu W Barcelona są dla mnie w sam raz, kiedy lecimy na krótki wyjazd samochodowy. Pilnuję też mini-opakowań moich ulubionych, sprawdzonych kremów – dwudniowy wyjazd to nie moment na eksperymenty. Jeśli nie masz tylu próbek, co ja (i bardzo dobrze, nie trzeba być chomikiem!), w drogeriach kupisz mini-butelki, opakowania z pompką, słoiczki – możesz w nie przełożyć to, bez czego nie możesz się obejść. Albo, jeśli nadajesz bagaż, zabierz ze sobą normalne opakowania. Nie ryzykuj nieznanych kosmetyków, zwłaszcza do twarzy, na wakacjach. Opowiadałam już o tym w tekście o rzeczach, które warto zabrać na wakacje, jak wzięłam ze sobą próbki kremu, nie sprawdzając składu. Alkohol na drugim miejscu? Nie polecam w ogóle, a w połączeniu ze świeżą opalenizną szczególnie.

A Ty, ile masz w domu próbek, mini-opakowań? Jak sobie radzisz z zużywaniem ich? Daj znać.