Pewnie każda z nas ma jakieś miejsce w sieci, gdzie zagląda regularnie. Może być Pudelek (ej, pracowałam tam!), może być jakiś serwis typu Elle czy Glamour, może być grupa na FB. Ja lubię czytać o kosmetykach, więc siedzę (między innymi) na grupie o kosmetykach. I tam się dziś pojawił wątek o tym, że Chrissy Teigen używa jakiegoś fenomenalnego produktu i gdzie to kupić, albo chociaż coś podobnego, bo to drogie.

Zaczęłam czytać i wszystko mi opadło. Bo cała historia zaczyna się od tego, jak Chrissy Teigen (musiałam szukać, z czego jest sławna – jest modelką i tzw. osobowością telewizyjną, a przy tym lubi cięte riposty na Twitterze, co szanuję) podzieliła się swoją przełomową rutyną pielęgnacyjną.

To jak wygląda ten rytuał pielęgnacyjny gwiazdy?

Rutyna wieczorna Chrissy składa się z 2 kroków. Najpierw myje twarz chusteczkami do demakijażu, a potem nakłada olejek.

Już widzisz, w czym jest problem? Nie? Nie ma sprawy, wyjaśnię.

Chusteczki do demakijażu (Chrissy używa Eyeko Mascara Off Wipes, ale to nie jest produkt przełomowy pod względem składu) służą do rozpuszczenia warstwy makijażu, resztek kremu z poranka, sebum, zanieczyszczeń. Co za tym idzie, są nasączone płynem o działaniu myjącym. W składzie tych chusteczek mamy parę rodzajów surfaktantów (czyli substancji powierzchniowo czynnych, myjących), nawilżającą glicerynę, parę łagodzących, odżywczych wyciągów z roślin, substancje konserwujące (nic strasznego, nie chcesz pleśni w kosmetykach) i substancję perfumującą.

Widzę tu dwa zasadnicze problemy: pierwszy to ekologia. W opakowaniu tego produktu jest 10 chusteczek do zmywania makijażu oka, więc jeśli masz zmyć nim całą twarz i szyję (bo, no wiesz, szyja też się brudzi), to z dużym prawdopodobieństwem pójdzie na to całe opakowanie. Tych chusteczek się nie recykluje, idą do śmietnika.

Drugi problem to działanie na skórę. Jasne, taka kombinacja składników pewnie nieźle sobie radzi ze zmyciem skóry, ale na poziomie chemicznym jest to mniej więcej to samo, co mydło, jak chodzi o działanie. Zmywasz mydło z dłoni, czy zostawiasz? No właśnie. Podobnie jak zawsze zalecane jest zmycie twarzy po zastosowaniu olejku do demakijażu, mleczka do demakijażu czy płynu micelarnego, tak i po umyciu takimi chusteczkami byłoby to wskazane.

Pomijam sytuacje podbramkowe, kiedy nie masz jak wziąć prysznica, a chcesz zmyć makijaż – chusteczki do demakijażu są lepsze niż nic. Ale nie traktowałabym tego jak normalnego etapu wieczornego rytuału pielęgnacyjnego.

Olej z pestek śliwki jako panaceum – analiza krytyczna

Drugi etap pielęgnacji według Chrissy Teigen to olej z pestek śliwki. Ten, który poleca, czyli Le Prunier Plum Beauty Oil, jest w tej chwili wyprzedany w CAŁYM internecie – bo, no wiesz, Chrissy ma spore zasięgi. Co to za cudowny preparat? Nie ma żadnej niespotykanej kombinacji składników. To tylko olej z pestek śliwki. Zanim wpiszesz się na listę oczekujących i zamówisz za 72 dolary butelkę 30 ml, pozwól, że pomogę Ci zaoszczędzić pieniądze. Taki sam (ale dokładnie taki sam, bo z tym samym składem) preparat możesz kupić w Polsce, nazywa się Olej z pestek śliwki i jest produkowany przez Ministerstwo Dobrego Mydła. Kosztuje 25 zł za 30 ml.

I to prawda, olej z pestek śliwki to jeden z bardzo skutecznych preparatów, bo nawilża skórę, odbudowuje płaszcz lipidowy, pomaga przy drobnych podrażnieniach, sprawdza się przy różnych typach skóry, ale nie wiem, czy to jest święty Graal, najlepsze, co można dać skórze i czy masz teraz pakować do śmietnika wszystkie inne kosmetyki.

Owszem, minimalistyczna pielęgnacja to teraz trend. Mimo że niby mamy więcej czasu, bo siedzimy w domu, to 10+ kroków pielęgnacji koreańskiej może być dla wielu osób przytłaczające. Ale uważam, że nie ma czegoś takiego, jak łatwa, szybka pielęgnacja, odpowiednia dla każdego. Moje minimum to 3 preparaty – jeden do mycia twarzy (nie maluję się, ale zmywam twarz 2x, żeby na pewno nic nie zostało), tonik z kwasami i treściwy krem-maska. Ale to nie jest pielęgnacja na co dzień, tylko powiedzmy raz w tygodniu. Zwykle używam 4-5 kosmetyków wieczorem (mówię o twarzy, szyi i dekolcie, reszta ciała to inny temat).

Aha, i chyba nigdy nie kupiłam żadnego kosmetyku, bo ktoś znany go polecał. Nawet wczoraj rozmawiałam z koleżanką o kosmetykach i wspomniała, że do Sephory wróciło Orlane. Dobrze tę markę wspominam, ale nie kupię nic, zanim nie poczytam składów. Poza tym, w ogóle nic nie kupię, bo mam pełne 2 szuflady kosmetyków w kolejce do użycia i opisania tutaj.

Podsumowując: nie wierz gwiazdom, używaj szarych komórek na własną rękę.