Sobotnie przedpołudnie zapowiadało się obiecująco. Sześciogodzinny kurs fotografii kulinarnej – technika, triki, zasady kompozycji… Zdecydowałam się od ręki, chociaż nie mam większych ambicji dotyczących zdjęć. Lubię dokumentować to, co gotuję, ale to tyle.  

zdjęcie wykonane obiektywem M.ZUIKO DIGITAL ED 60mm 1:2.8 Macro


Spotykamy się w siedzibie Olympusa na Służewcu. W sali siedzi ponad 20 blogerek i blogerów kulinarnych. Prowadzący kurs Kuba Kaźmierczyk opowiada najpierw o swojej pracy – o tym, jak komponuje zdjęcia dla marek takich jak Starbucks czy Oleofarm. Pyta nas, jak robimy zdjęcia – w trybie auto czy manualnym, jak je doświetlamy (jeśli w ogóle) i skąd bierzemy zastawę i sztućce do zdjęć. Podpowiada też własne typy miejsc, dokąd warto udać się na zakupy. Wygląda na to, że wszyscy poza mną stylizują swoje zdjęcia na wiele sposobów, używając różnych rodzajów tła, różnych misek czy talerzy i sztućców. Ja, jako zwolenniczka prostoty, pokazuję to, czego faktycznie używam. Doceniam stylizowane zdjęcia, ale ponieważ nie lubię nadmiaru czegokolwiek, to nie zbieram zastawy. Wyjątkiem jest kilka ozdobnych naczyń i wałek po babci.

zdjęcie wykonane obiektywem M.ZUIKO DIGITAL 45mm 1:1.8
zdjęcie wykonane obiektywem M.ZUIKO DIGITAL 45mm 1:1.8
zdjęcie wykonane obiektywem M.ZUIKO DIGITAL 45mm 1:1.8
zdjęcie wykonane obiektywem M.ZUIKO DIGITAL 45mm 1:1.8
zdjęcie wykonane obiektywem M.ZUIKO DIGITAL 45mm 1:1.8

Po części teoretycznej przechodzimy do zdjęć. Do wyboru są cztery plany – 3 na słodko (w tym jeden z ciastem, które według słów Kuby nie wygląda najlepiej) i jeden z produktami kojarzonymi z kuchnią włoską. Ponieważ Kuba wspomniał o obiektywach o stałej ogniskowej, zgłaszam się po pierwszy – 45 mm. Na szczęście Olympus i mój Panasonic G1 to ten sam system (mikro 4:3), więc nie ma problemu z podpięciem. Idę od razu do tego nieszczęsnego ciasta – i udaje mi się osiągnąć całkiem dobre wyniki. Lubię takie obiektywy – dają o wiele większą głębię niż te o zmiennej ogniskowej i chociaż na początku trudno się przyzwyczaić, to jednak potem efekty są naprawdę świetne. Ucinam sobie też dłuższą pogawędkę z produktowcem Sławkiem – on na wakacje jeździ tylko z kilkoma stałkami i to załatwia mu wszystkie zdjęcia, jakie mógłby chcieć zrobić. Brzmi jak plan, chociaż ja na wakacjach zwykle robię 5 fot na Instagram i to tyle.

zdjęcie zrobione obiektywem Panasonic Lumix G Vario 14-45mm f/3.5-5.6 ASPH/MEGA O.I.S. 

Na chwilę przełączam się na mój obiektyw (14-45, sprzedawany w zestawie z moim aparatem), robię parę zdjęć tam, gdzie akurat mogę (przy ponad 20 chętnych i 4 planach trudno znaleźć dobre miejsce do fotografowania, więc ćwiczę ujęcia z innych miejsc niż te oczywiste). Wymieniam obiektyw na stałkę 65 mm, potem na 17 mm – z tą ostatnią najtrudniej mi się oswoić, ale kiedy już idzie, to idzie fantastycznie.

zdjęcie zrobione obiektywem M.ZUIKO DIGITAL ED 60mm 1:2.8 Macro
zdjęcie zrobione obiektywem M.ZUIKO DIGITAL ED 60mm 1:2.8 Macro
zdjęcie zrobione obiektywem M.ZUIKO DIGITAL 17mm 1:2.8 Pancake
zdjęcie zrobione obiektywem M.ZUIKO DIGITAL 17mm 1:2.8 Pancake

Kuba robi krótki pokaz doświetlania – lampa sprzężona z aparatem, blenda, parasolka… To dla mnie trochę za dużo, bo nie robię studia w domu – moje zdjęcia pokazują to, co naprawdę ugotowałam na kolację i robię je wtedy, kiedy danie jest gotowe. A to zwykle oznacza, że trzeba je podać w ciągu kilku minut, więc dłuższe sesje to u mnie rzadkość. Ale notuję porady dotyczące przygotowania domowej blendy, użycia lusterka kosmetycznego czy lampy z IKEA, która świetnie nadaje się do rozproszonego, miękkiego światła.

Czas na przegląd zdjęć. Kuba prosi o karty z Olympusów – jak się okazuje, większość robiła zdjęcia własnym sprzętem, więc nie ma wielkiego wyboru. Zdjęcia zostają wczytane do Lightrooma, programu do obróbki zdjęć, który Kuba bardzo poleca. Dowiadujemy się sporo o tym, jak używać programu, jak opisywać zdjęcia, jak je dzielić. Ale kiedy Kuba przechodzi do obróbki zdjęć, robi się (dla mnie) dziwnie. Zawsze uważałam i nadal uważam, że dobre zdjęcie wychodzi z aparatu, a nie z komputera (może doprecyzuję: nie uważam, że aparat robi zdjęcia, bo dobry fotograf zrobi fajne ujęcia nawet najgorszym aparatem, a złemu nie pomoże sprzęt za 20 tysięcy). Tu okazuje się, że naprawdę słabe, niedoświetlone zdjęcie można obrobić w kilkanaście sekund tak, że pewnie nadawałoby się na okładkę książki. Poprawiony balans bieli, zwiększony kontrast i nasycenie kolorów, do tego punktowe obrobienie tego, co na drugim planie – w mniej niż minutę mamy coś z niczego. Nie podoba mi się to, bo takie podejście oznacza, że wystarczy zrobić kilkadziesiąt czy kilkaset miernych zdjęć, a potem je obrobić (w programie da się te same ustawienia przenieść na wszystkie zdjęcia, co dodatkowo automatyzuje proces). Nie ma znaczenia sprzęt, nie ma znaczenia talent – wystarczy wyeksportować pliki RAW, bo te bardziej niż JPG poddają się obróbce, i voila! mamy piękne zdjęcia. Skądinąd to niepokojąca konkluzja z punktu widzenia organizatora – bo nie mam pojęcia, jakim obiektywem zdjęcia były robione, z jakim ustawieniem – komputer podbił co trzeba i dane wyjściowe nie mają w zasadzie żadnego znaczenia.

Nie zamierzam kwestionować sposobu obróbki zdjęć – każdy robi to, co mu pasuje. Ale oczekiwałam, że więcej dowiem się o tym, jak dobrać sprzęt foto, jak zrobić dobre zdjęcie – dobre kompozycyjnie, tematycznie, technicznie – niż o tym, jak obrobić słabe. Niestety, scenki do fotografowania były ustawione z góry i w zasadzie niewiele można było zmienić. Owszem, można próbować z różnych ujęć, pod różnym kątem, ale o tym nie dowiedziałam się wiele – efekty osiągane przez Kubę na jego zdjęciach sesyjnych zwykle są dziełem komputera, a nie faktycznym ustawieniem sceny. Nie aspiruję do bycia profesjonalnym fotografem, ale kiedy robię zdjęcie w domu, wolę mieć w tle kawałek mojego salonu czy kuchni, a nie doklejać w postprodukcji tło udające włoskie bistro.

Kurs kończy się po czterech i pół godzinie – nieco przedwcześnie w stosunku do planów. Dowiaduję się jeszcze, że mogę przy zakupie aparatu i obiektywów dostać sporą zniżkę – i nawet się nad tym zastanawiam, bo i tak chcę kupić sobie obiektyw o stałej ogniskowej, więc czemu nie ten, który tak mi się podobał.

Z zajęć nie wychodzę całkiem rozczarowana, bo dowiedziałam się, jak łatwo zrobić blendę i stabilnie ją umieścić na planie zdjęciowym, jak doświetlić zdjęcia i jak zoptymalizować zdjęcia pod kątem SEO (tak, robi się to w Lightroomie, chociaż pewnie można też inaczej). Miałam też okazję przetestować 3 niezłe obiektywy – i mam temat do rozmyślań okołozakupowych. Ale reklamowany jako wart 800 zł (tyle musiałaby za uczestnictwo zapłacić osoba postronna) kurs trwał krócej, nie dowiedziałam się w zasadzie niczego o sprzęcie (pomijam moją rozmowę ze Sławkiem, bo nie była częścią programu), za to aż za dużo o tym, co można zrobić w programie graficznym ze zdjęciami. Pewnie wyjdę na naiwną gęś, która wierzy w brednie o magii fotografii, ale więcej radości dają mi te z moich zdjęć, które są dobre same z siebie. Nawet jeśli wychodzą rzadziej.

Ten i więcej przepisów znajdziesz na blogu kulinarnym http://http://blog.polskiesouthbeach.pl/