Ostatnio lakiery hybrydowe są w modzie. Wiele dziewczyn decyduje się na nie, bo z jakiegoś powodu są przekonane, że to lepszy pomysł niż żel na paznokciach. Mało tego, masa dziewczyn kupuje lakiery, pilniki, lampę LED i inne produkty potrzebne do zrobienia ich w domu. Po co?

Tego nie wiem – chociaż na pewno są dziewczyny bardziej uzdolnione manualnie ode mnie. Na pewno są dziewczyny bardziej oszczędne ode mnie. Ale myślę, że tak samo, jak nigdy nie zdecydowałabym się na farbowanie włosów w domu (ostatni raz, kiedy robiłam coś takiego, miałam jakieś 15 lat i koleżanka farbowała mi włosy jakąś koszmarną ziołową farbą), nie zdecydowałabym się na zrobienie sobie manicure hybrydowego w domu.

Nauczenie się przez podpatrywanie stylistki paznokci, a potem zrobienie „tego samego ale taniej” w domu, jest moim zdaniem oszczędzaniem w najgorszym wydaniu. Manicure hybrydowy nie jest koniecznością; jest przyjemnością, luksusem. To godzina czasu raz na 2 tygodnie, kiedy nic nie trzeba, kiedy można pogadać z robiącą paznokcie osobą. Polecam regularne chodzenie do tego samego salonu, do tej samej stylistki – dzięki temu zostaje się stałą klientką, można liczyć na specjalne traktowanie czy po prostu na wspólne tematy.

Pytanie też, czy naprawdę nauczysz się wszystkiego, przyglądając się stylistce paznokci przy pracy. Może nie na wszystko będziesz umiała zareagować, może za mocno wypiłujesz paznokcie i uszkodzisz płytkę. A może po prostu nie będziesz wiedziała, że moczenie paznokci w acetonie co 2 tygodnie nie jest jedyną metodą na manicure hybrydowy, bo są lakiery, które tego nie wymagają. No, ale one nie kosztują kilkanaście złotych. Właśnie sprawdziłam – zestaw startowy striplac Alessandro (który nie wymaga namaczania paznokci w acetonie) kosztuje w Sephorze 419 zł. A to tylko jeden kolor lakieru!

Inna sprawa to faktyczna oszczędność. Jasne, pewnie można kupić lakiery po kilkanaście złotych, do tego niedrogie pilniki, polerki, inne produkty, lampę LED – ale jeśli lubisz zawsze mieć inny kolor paznokci, to tych lakierów naprawdę musisz mieć sporo. Ja akurat bym się nadawała, bo zawsze mam paznokcie w neutralnym kolorze, innych nie noszę. Ale lubię mieć paznokcie zrobione idealnie, bez różnic w kształcie, bez pomyłek. Zapewne sama byłabym w stanie się tego nauczyć, ale po co? Wolę iść do ulubionego salonu, pogawędzić z Wiolą, podczas kiedy ona robi mi paznokcie. Zamiast manicure hybrydowego wybieram żel + lakier hybrydowy, bo dużo gotuję, często myję dłonie i nie mam czasu jeździć na zabieg co tydzień. 3 tygodnie z ładnie wyglądającymi paznokciami warte są tych 110 zł (tyle kosztuje uzupełnienie żelu + malowanie lakierem hybrydowym) i dwóch godzin czasu (godzina zabiegu, godzina na dojazd).

Zapomniałam o komforcie pracy. Jasne, możesz piłować i malować paznokcie na kanapie, a lampę trzymać na kolanach. Ale to nie jest wygodne. To co, stół w kuchni, a może w salonie, żeby oglądać w międzyczasie TV? A co, jeśli zwierzę lub dziecko strąci lakier ze stołu, zrzuci lampę? Nie mówiąc o tym, że potem trzeba odkurzyć całą okolicę. Po to chodzi się do salonu, żeby mieć spokój i nie musieć sprzątać.

A Ty, co o tym sądzisz?