Parę tygodni temu do wielu z nas przyszły listy z ZUSu z wyliczeniem emerytury. Zwykle wychodziły jakieś śmieszne kwoty – odpowiednik tego, co wydajemy miesięcznie np. na kosmetyczkę i manicure albo powiedzmy na tankowanie samochodu. Ok, pośmialiśmy się, a teraz co?

A teraz warto byłoby się zastanowić nad tym, co będzie za 10, 20, 30 lat. Nieważne, jaki będzie wtedy ustawowy wiek emerytalny. Ważne, czy zakładasz, że „jakoś to będzie”, czy faktycznie coś planujesz. W tej pierwszej grupie jest ponad połowa Polaków – bo tylko 45% gospodarstw domowych (nie obywateli!) deklaruje posiadanie oszczędności. Co więcej, średnio mamy na koncie jakieś 6000 euro, a to nie są środki wystarczające na cały czas bycia emerytem.

Pewnie gdzieś w tym momencie masz ochotę przestać czytać i napisać mi coś o tym, że łatwo mi mówić, bo pewnie mam miliony na koncie i guzik wiem o tym, jak się żyje poza Warszawą. Jedno i drugie jest nieprawdą. Nie jestem też specjalistką od inwestycji, ale pochlebiam sobie, że od iluś tam lat prowadzę firmę oraz dom i nie zdarzyło mi się dotąd nie spłacić raty kredytu za dom czy samochód albo nie zapłacić ZUSu. To jest najważniejsze: jeśli masz zobowiązania, to je płać albo zdecyduj się rozstać z tym, czego nie możesz spłacić.

Kolejna sprawa: nie mam karty kredytowej. Nie dlatego, że nie mam zdolności kredytowej – nawet w dzisiejszych czasach kartę kredytową można dostać bardzo łatwo, a wysokość zarobków często jest deklaratywna. Twój problem, jeśli wydasz za dużo. Nie mam karty, bo nie jest mi do niczego potrzebna. Na początku roku, kiedy wybieraliśmy się do Dubaju, M. zgodził się na kartę z jego banku, bo miała być połączona z jego kontem Miles & More. Była potrzebna do wynajęcia samochodu. Używamy jej czasem, ale raczej z uwzględnieniem przyszłych przychodów – tak, żeby nie wpaść w kłopoty. Jeśli masz więcej niż jedną kartę kredytową, zastanów się, czy potrzebujesz aż tylu. Tak samo z kontami bankowymi – ile ich masz? Ile płacisz miesięcznie za prowadzenie konta, za przelewy, za karty?

A co z kartami lojalnościowymi? Przydają się tylko, jeśli nie masz odruchu dokupowania czegoś tylko po to, żeby dobić do jakiejś granicy. Jeśli regularnie dajesz się namówić na dodatkowe zakupy, bo za 20 zł więcej dostaniesz żel do ciała, a przy zamówieniu do końca dnia dostaniesz 2x tyle próbek co zwykle, to najpewniej znaczy, że kupujesz dla kupowania, a nie z potrzeby. Aha, nie noś kart w portfelu, to naprawdę nie wygląda dobrze. Zamiast tego zainstaluj aplikację w rodzaju Bluepocket – większość kart lojalnościowych możesz mieć tam w formie elektronicznej. Skoro o tym mówimy, co z Miles & More? Jeśli starczy Ci mil na lot dokądś, to super, ale nie bierz hoteli – w każdym razie nie tych ze średniej półki. Popełniłam ten błąd w wakacje – w jednym hotelu jakoś się przemęczyliśmy, z drugiego wyszliśmy po 40 minutach. Nic poniżej Kempinskiego nie planuję rezerwować za mile. Lepiej już zgromadzić tyle mil, żeby kupić za nie bilety lotnicze.

Masz zły humor. Co robisz? Jeśli idziesz na zakupy, to słabo. Chyba, że umiesz ograniczyć się do window shopping. Nie ma sensu kupować sobie czegokolwiek, tylko dlatego, że ładne, tanie, na wyprzedaży, a Ty masz zły humor. I niestety, ale kawa ze Starbunia też jest głupim wydatkiem. Nie mówię, że masz nigdy więcej nie przekroczyć progu sieciowej kawiarni. Ale zastanów się, ile wydajesz co miesiąc na taką kawę. I ile to kalorii. Może to są te dwa kilogramy, przez które nie możesz wejść w spodnie z poprzednich zakupów.

Jeśli chodzi o domowe zakupy, czyli cotygodniowe wycieczki do sklepu spożywczego, to też da się robić lepiej. Najpierw zrób plan tygodnia – co będziesz jeść, co będziesz gotować. Zajrzyj do lodówki – co zostało? Co trzeba zużyć w pierwszej kolejności? Na co masz ochotę? Napisz jadłospis. A potem zrób listę zakupów. Tutaj wiadomo – nie ma lepszej aplikacji niż Listonic. Chłopaki umieją robić aplikacje – a najnowsza wersja Listonika ma tę zaletę, że sama podpowiada Ci to, co często kupujesz. Innymi słowy, robienie listy zakupów po którymś razie wygląda tak, że klikasz tylko na liście to, co regularnie na nią wpisujesz. Możesz też sprawdzić w Listoniku promocje w poszczególnych sieciach handlowych – o ile nie masz ulubionej.

Wracając do oszczędzania, nie dawaj się namówić na okazje. Na pewno zdarzyło Ci się czytać moje poradniki o podróbkach. Powstają na podstawie pytań od czytelników. I nie masz pojęcia, jak jest mi przykro, kiedy muszę powiedzieć dziewczynie, że torebka Chanel kupiona za kilka tysięcy jest podróbką. Jeśli marzysz o torebce, butach, płaszczu, czymkolwiek, co jest poza Twoim zasięgiem w tej chwili, zacznij na to odkładać. Przelej na subkonto w banku 15 zł za każdą kawę, której nie wypijesz, za każdą paczkę papierosów, których nie wypalisz, za każdy magazyn, którego nie będzie Ci się chciało czytać. A potem zaplanuj wyjazd na zakupy – do miasta, gdzie jest butik marki, o której produkcie marzysz. Będziesz miała podwójną przyjemność – zwiedzanie i wymarzony prezent.

I jeszcze jedno. Zastanów się, dla kogo się ubierasz. Dla siebie czy dla innych? Jeśli dla innych, to z dużym prawdopodobieństwem nie zauważają, co masz na sobie. Jasne, nie mówię o znajomych i komplementowaniu butów czy sukienki. Ale ludzie na ulicy mają centralnie gdzieś, czy masz na sobie Monclera, czy Quechua. Natomiast warto się zastanowić, jak długo planujesz nosić dany ciuch – ale o tym napiszę innym razem.

Podsumowując: nie udawaj, że masz pieniądze. Zacznij je mieć naprawdę. To nie jest osiągnięcie, kiedy 26go danego miesiąca masz na koncie 2,63 zł. Nie wiesz, jak będzie wyglądać przyszłość. Może lepiej ją sobie ułatwiać, a nie utrudniać?