Od wczoraj czytam o tym wszędzie. Otóż przeprowadzono badania, z których wynika, że makaron nie tuczy, radujmy się wszyscy. Ile w tym prawdy?

Na potrzeby badania, wzięto pod uwagę dane dotyczące odżywiania się ponad 23 000 osób. Wyniki, opisane w magazynie Nutrition and Diabetes, są następujące:

Dzięki analizie danych antropometrycznych uczestników badania oraz ich nawyków zywieniowych, zaobserwowaliśmy, że spożycie makaronu – wbrew temu, co się niektórym wydaje – nie jest w żaden sposób powiązane z przybieraniem na wadze, raczej z chudnięciem. Nasze dane wskazują, że spożywanie makaronu zgodnie z indywidualnymi potrzebami dietetycznymi przyczynia się do zdrowego wskaźnika BMI, mniejszego obwodu talii oraz lepszego stosunku obwodu talii do obwodu bioder.”

I kiedy już człowiek ma ochotę ugotować garnek makaronu, zaprosić wszystkich znajomych i komisyjnie go zjeść, bo to zdrowe, okazuje się, że to badania było częściowo finansowane przez markę Barilla. O, proszę – tu, po prawej stronie jest to napisane. Barilla ufundowała badania przeprowadzone na 9000 osobach w ramach Włoskiego Badania Odżywiania i Zdrowia (INHES). Oczywiście, z zastrzeżeniem, że:

„Fundatorzy nie mieli żadnego wpływu na kształt badania, zbieranie, analizę ani interpretację danych, na sformułowanie artykułu ani na decyzję o publikacji. Wszyscy autorzy badania byli i są niezależni od fundatorów.”

I to w zasadzie nie oznacza, że to ściema. Kluczowe jest jednak określenie „zgodnie z indywidualnymi potrzebami dietetycznymi”. Czyli zjedzenie porcji 200 g makaronu z gęstym sosem, o ile nie pracujesz powiedzmy na budowie albo na wykopkach ziemniaków, raczej nie jest z tymi potrzebami zgodne. Makaron nie jest złem, nie jest zakazanym owocem, ale warto zachować umiar.

Na zdjęciu: zapiekanka makaronowa z kurczakiem