Od lat chodzę do tego samego gabinetu kosmetycznego. Pani Iza zna mnie i moją skórę, więc ostatnio ustaliłyśmy, że będziemy robić zabiegi w następującej rotacji: peeling wodorowy, fale RF pod oczy, oczyszczanie mechaniczne w razie potrzeby + maska odżywcza. Jestem szczęściarą, bo moja skóra, po latach walki z trądzikiem w czasach nastoletnich, nie buntuje się często, nie dzieje się nic niepokojącego, nawet nawracające po lecie przebarwienia w zasadzie są niewielkie, bo stale stosuję kosmetyki, które przeciwdziałają ich powstawaniu.
I w zasadzie w tym miesiącu miałam mieć fale RF pod oczy, ale na profilu facebookowym salonu p. Izy zobaczyłam info o nowym peelingu peptydowym. Nie miałam pojęcia, co to, ale ustaliłyśmy, że to mi dobrze zrobi, więc właśnie na to poszłam.
Spis treści
Peeling peptydowy: przebieg
Zacznę może od tego, że przebieg zabiegu może się różnić w zależności od gabinetu, ale też w zależności od potrzeb skóry klientki. Widziałam na stronach kilku salonów, że czas trwania to 30 minut. U p. Izy trwało to około godziny.
Jak każdy zabieg, peeling peptydowy poprzedzony jest demakijażem (tzn. zmyciem ze skóry tego, co sie na niej ma, nawet jeśli to tylko krem z filtrem). Następnie p. Iza zrobiła mi peeling – taki sam, jak w początkowym etapie peelingu wodorowego. Bardzo lubię ten efekt.
Kolejny krok to ampułka z serum, czyli właściwy preparat. Co mamy w składzie? Dwa składniki o działaniu złuszczającym – kwas glikolowy i kwas mlekowy (oba w stężeniu 20% – to informacja prasowa, bo ze składu tego się nie dowiemy), kilka różnych form peptydów, w tym Acetyl Hexapeptide-8, czyli argirelina. Pewnie słyszałaś określenie “peeling peptydowy z efektem botoksu” – i ta druga część odnosi się do tego składnika. Z tym efektem botoksu bym nie szarżowała, bo tylko botoks działa jak botoks, ALE to nie znaczy, że argirelina jest po nic. Podobnie jak inne peptydy zawarte w masce, ma działanie napinające skórę, pobudza produkcję kolagenu, może też działać nawilżająco. Do tego dochodzą jeszcze typowe składniki nawilżające (gliceryna, dwie formy kwasu hialuronowego).
Trochę obawiałam się, że taka kombinacja, położona na skórę, zacznie szczypać, ale nic takiego nie nastąpiło. Pani Iza, zgodnie z instrukcją, położyła też serum pod oczy i na powieki. Zresztą tutaj już z powodzeniem stosuję argirelinę – zawiera ją między innymi serum pod oczy BasicLab, o którym pisałam tu:
Po 10 minutach serum jest zmywane, a pH skóry – neutralizowane. Kolejnym krokiem, wspierającym działanie serum, były fale RF – bardzo lubię ten zabieg, jako element większej całości. Fale RF inaczej nazywane są „radiofrekwencja” – to przyjemny, nieinwazyjny zabieg, mający na celu stymulację tkanek, poprawę ich odżywienia, mikrokrążenia.
Kolejnym etapem (tak, to wyjaśnia, dlaczego gdzie indziej zabieg trwa 30 minut, a u p. Izy – godzinę) jest zmycie twarzy (do RF używa się żelu USG), nałożenie preparatu nawilżającego i niezwykle przyjemny masaż. To jest ten moment (zaraz po falach RF), kiedy najłatwiej jest zasnąć – i jeśli masz na to ochotę, polecam. Ja zwykle rozmawiam z p. Izą – o kosmetykach, o zabiegach, ale też o gotowaniu czy podróżach, natomiast pamiętaj, że to czas dla Ciebie, masz być zadowolona. Jeśli chcesz spać, śpij.
Ostatni etap to liftuingująca maska, nakładana na około 10 minut. Po jej zmyciu nakładany jest krem na dzień – i to kończy zabieg peelingu peptydowego.
Peeling peptydowy: efekty
Najpierw odniosę się do tego, co w wielu miejscach przeczytałam – o tym, że po kilku dniach może pojawić się delikatne złuszczanie. Byłam na to gotowa, po zabiegu przez 4 wieczory nie używałam ani kwasów, ani serum z retinolem, dopiero piątego wieczora nałożyłam serum z retinolem. Stosowałam tylko nawilżający tonik-esencję, krem pod oczy i odżywczy krem na twarz (oczywiście, po umyciu twarzy, ale o tak oczywistych rzeczach chyba nie muszę pisać). Nie było ŻADNYCH nieprzyjemnych efektów. Nic się nie łuszczyło, nie miałam uczucia podrażnienia. Oczywiście, to kwestia osobnicza, Tobie może poskutkować inaczej, ale nie nastawiałabym się na jakieś ogromne utrudnienia w codziennym funkcjonowaniu.
To teraz konkret: to jest tzw. zabieg bankietowy – tak samo, jak oczyszczanie wodorowe, które od chwili testu robiłam sobie wielokrotnie:
Co za tym idzie, możesz prosto po zabiegu iść do domu, wykąpać się, zrobić włosy, ubrać i wyjść z domu (albo podejmować gości). Skóra wygląda doskonale – jest wyraźnie rozświetlona, napięta (tak, to ten efekt botoksu, ale nie oszukujmy się, to się nie utrzymuje miesiącami, jak botoks), po prostu wyglądasz, jakbyś ostatni tydzień tylko relaksowała się i wysypiała. W każdym razie ja tak wyglądałam.
Czy to jest zabieg, który bym powtórzyła? Być może. Zaleca się zrobienie serii tych zabiegów w krótkich odstępach, a następnie podtrzymywanie efektu przez comiesięczne zabiegi peelingu peptydowego. Moim zdaniem to taki soft botoks – bez kłucia, bez ryzyka jakichś niepożądanych efektów, ale też bez tego trwałego efektu, jaki daje botoks (przy czym przez „trwały” mam na myśli raczej miesiące niż lata).
Jestem ogromną fanką zabiegów bankietowych, bo mają dwojakie działanie: po pierwsze, doraźnie poprawiają wygląd, można iść między ludzi zaraz po nich i czuć się dobrze ze sobą. Po drugie, pokazują, ile można osiągnąć tylko przy użyciu nieinwazyjnych metod dbania o skórę. Nie oceniam, kto co wybiera, bo każdy robi to na własne konto.
Peeling peptydowy: cena
Cena opisanego powyżej peelingu peptydowego, przeprowadzonego w salonie Ikosmetyka w Warszawie to 250 zł. Ja skorzystałam z oferty promocyjnej (ogólnodostępnej) i zapłaciłam 200 zł.
Related posts
Cześć!
Mam na imię Ania. W moim blogu znajdziesz masę porad o tym, jak dobrze wybierać – tak, żeby było pięknie. Szukasz przepisu na obiad, chcesz zrobić udane zakupy, a może nie wiesz, jak rozpoznać podróbkę? Zapraszam!Masz pytania? Napisz do mnie:
ania@jestpieknie.pl