Na początku lat 90. ubiegłego wieku Polacy zakochują się we wszystkim, co zachodnie. W niektórych przypadkach jest to krótkotrwałe zauroczenie, ale w innych miłość do grobowej deski. Grill! Niby nic nowego, ale dania z rusztu brzmią staromodnie, ciężko, a na grillu można upiec i karkówkę, i kiełbasę, i jeszcze warzywa, jak ktoś jest królikiem. Ruszt brzmi jak skomplikowana konstrukcja, a grilla kupisz w każdym sklepie, na każdej stacji benzynowej i możesz zabrać go na wycieczkę. Może być na lata, albo jednorazowy. Jest taki nowoczesny!

Tylko co to za nowoczesność, którą trzeba zalać litrem rozpałki, rozdmuchać z głębi płuc, a potem pilnować, żeby kurczak nie wysechł, a kiełbaska była równomiernie opieczona. Głodni wchodzą w kurczaka i nie starcza już miejsca na perfekcyjnie zrobioną kiełbasę. Kiedy przychodzi znów ochota na kiełbasę, skończył się żar i znów trzeba dosypać węgla, podlać podpałką… ale ta się skończyła.

Grill elektryczny – jak to działa?

I tu do akcji wchodzi grill elektryczny, cudowne urządzenie, które kiedyś zobaczyłam u znajomych na blacie kuchennym. Stało sobie pod wyciągiem, nie dymiło jak diesel wujka Kazka, nadmiar tłuszczu ściekał do rynienki, a mięso i warzywa smakowały doskonale. Następnego dnia po imprezie pojechałam do sklepu i kupiłam sobie mój pierwszy grill elektryczny. To było jakieś 10 lat temu, nie byłam jeszcze takim sprawnym konsumentem jak teraz, więc zamiast sensownego researchu w necie przejrzałam tylko to, co stało akurat na półce w jednym sklepie i wybrałam cokolwiek.

Grill elektryczny ma tę przewagę nad dowolnym innym typem grilla, że można go uruchomić w mieszkaniu. Nie trzeba być tym sąsiadem, który odpala grill węglowy na balkonie i zadymia skutecznie pół bloku. Nie trzeba szybko zmieniać formuły imprezy, bo miał być grill w ogrodzie, a tu leje i trzeba zamiast tego kiełbasę piec w piekarniku.

Grill elektryczny – czyszczenie

Mój pierwszy grill elektryczny miał jedną płytę grzejną, częściowo rowkowaną, częściowo płaską. Nadmiar tłuszczu ściekał przez prześwity między rowkami na tacę poniżej. Do tego pokrywka z hartowanego szkła. Początkowo byłam zachwycona, ale po kilku użyciach zauważyłam problemy. Po pierwsze, płyta grzewcza brudziła się i na wierzchu, i pod spodem, z uwagi na odpływy, więc trzeba ją było długo pucować. Tyle, że rozgrzanej płyty nikt nie będzie myć, a zanurzenie jej w wodzie było niemożliwe, z uwagi na wtyczkę. Dlatego uciekałam się do domowej chemii, czyli niezawodnej sody i soku z cytryny (albo octu). Pisałam o tym zresztą w blogu tutaj – jak łatwo wyczyścić grill elektryczny.

Po tych dziesięciu latach przyszedł jednak czas na wymianę sprzętu. Teraz jestem o wiele bardziej uważna, kiedy coś kupuję, więc zasiadłam do internetu, żeby dowiedzieć się, co można mieć. Zależało mi na tym, żeby grill elektryczny mógł też służyć do zapiekania tostów i żeby można go było łatwo czyścić. No i jeszcze chciałam, żeby nie był wielkości lotniskowca, bo dom i szafki nie są z gumy.

Grill elektryczny – mój wybór

Wybrałam grill elektryczny Breville. Po pierwsze, jest rozkładany – mniejsze ilości mięsa czy warzyw można grillować na jednej płycie albo przykryć je drugą, a jeśli planujesz większe przyjęcie, po prostu rozkładasz grill na płasko. Można go też ustawić po prostu na stole i niech każdy grilluje sobie to, na co ma ochotę.

Po drugie, nadmiar tłuszczu ścieka do pojemnika pod spodem, który łatwo wyczyścić. Jest stabilny, nie przewraca się – a u którychś znajomych widziałam taką wąską rynienkę, którą łatwo było potrącić i wtedy całość rozlewała się po blacie czy stole.

Po trzecie, płyty grzewcze można wyjąć jednym gestem – wystarczy nacisnąć przycisk z boku. Dalej mają jakieś wejście elektryczne pod spodem, ale nie trzeba niczego namaczać, bo mają pokrycie DuraCeramic – to samo, co misa w moim wolnowarze Crock-Pot! Jeśli grillowałam mięso w przyprawach, warzywa czy zapiekałam chleb, wystarczy tylko przetrzeć zmywakiem płytę i gotowe. Po moim ulubionym kurczaku w sosie BBQ było więcej sprzątania, to prawda, ale nie musiałam uciekać się do drapania czy sody i octu. Pod wpływem gorącej wody z odrobiną płynu zapieczone resztki sosu schodzą od ręki.

Po czwarte, po złożeniu grill elektryczny Breville zajmuje mniej więcej tyle miejsca, co toster czy gofrownica. U mnie siedzi na półce w kuchni – używam go przynajmniej dwa razy w tygodniu. Podpiekam w nim chleb, robię arabskie śniadanie, grilluję kawałki mięsa na obiad czy kolację. Sterowanie jest banalne – jest po prostu pokrętło określające moc grzania. Zwykle wystarcza połowa, góra 3/4 mocy całkowitej, żeby w kilka minut zrobić mięso dla paru osób. Grill szybko stygnie, więc można prawie od razu go umyć, ale ostatnio zostawiłam go na noc, bo kompletnie nie miałam ochoty na sprzątanie od ręki i nie było żadnego kłopotu z myciem.

latwe steki z grilla pieczenie

Grill elektryczny – moja opinia

Pewnie ktoś powie, że prawdziwy grill węglowy albo gazowy to całkiem co innego, mięso wychodzi lepsze, a ja się nie znam. Nie uważam, że jestem we wszystkim najlepsza, ale w grillowaniu jestem całkiem dobra. Poza tym, zwyczajnie nie lubię stać przy gorącym grillu – a lato 2018 jest gorące, nie ma co gadać. I pewnie kolejne będą podobne. Poza tym, grill elektryczny może wjechać na mój blat kuchenny w środku zimy, jeśli akurat nabiorę ochoty na burgery, domowy coleslaw i pieczone ziemniaki.

A Ty, jaki grill wybierasz? Węglowy, gazowy, elektryczny? Daj mi znać.

Grill elektryczny Breville kosztuje 649 zł, kupisz go tutaj. Informacje techniczne znajdziesz na stronie Breville Polska.

Artykuł powstał we współpracy z firmą Breville Polska.