Na obiad była miska sałaty – nic specjalnie wyszukanego. Ot, takie tam typowe połączenie.


Na zdjęciu widać (chyba) sałatę mieszaną (kupuję gotową, taką w torebce Fit & Easy Party), pomidora w kostkę, mozzarellę (50 g) w kostkę, winegret.

Nie przejadaliśmy się, bo nagrodą za 2 tygodnie wyrzeczeń była pizza. Taaak, okropna, tłusta, zamawiana z sieciówki pizza. Wbrew pozorom, są gorsze rzeczy do jedzenia z punktu widzenia diety – chociaż lepsza byłaby na cieście z pełnoziarnistej mąki i z częściowo odtłuszczoną mozzarellą, ale konia z rzędem temu, kto to drugie w Polsce znajdzie. I do tego butelka wina. Nie czuję się winna, bo lubię pizzę i raz na jakiś (dłuższy) czas można w zasadzie wszystko, poza tym – zobaczymy w następny poniedziałek, jak będzie z wagą.

Ten i więcej przepisów znajdziesz na blogu kulinarnym http://http://blog.polskiesouthbeach.pl/